Spojrzała na wskazówki zegara, które
poruszały się za szybko. Westchnęła ciężko i oparła się
łokciem o łóżko swojej córki. Trafiła do św. Munga tydzień
temu z utratą dużej ilości krwi, przez co zapadła w śpiączke.
Lekarze nie mówili za wiele, ale można było wywnioskować, że są
nikłe szanse na wybudzenie się. Wzięła delikatną i bladą dłoń
Isabelle do swoich rąk, by dać jej znak, że nie została sama, że
ktoś jeszcze o niej pamięta. Nie wiedziała co teraz ma zrobić.
Mieszka wraz z Syriuszem w Sheffield, co chwila wyjeżdżając do
Voldemorta i pomagając mu. Nie miała już sił. Uparcie dążyła
do czegoś, czego i tak nie mogła w stanie wykonać. Przetarła łze
na swoim policzku. Poprawiła bordową sukienkę, jeszcze raz
spojrzała na córkę, która zlewała się z bielą pokoju i wyszła.
***
To był drugi weekend ich kary. Zaraz
po śniadaniu poszli do Filcha po wiaderka i mopy i zeszli do lochów.
Draco otworzył drzwi jednej z nieużywanych klas i po chwili zaczęli
kichać, co spowodował unoszacy się kurz w powietrzu. Okna były z
witrażami, które przedstawiały najsilniejszych czarodzieji w
historii. Były całe zaplamione, w pyle, przez co promienie
słoneczne ledwo przedostawały się pomieszczenia. Pod ścianami
stały krzesła i ławki, które były połamane. Na podłodze leżała
półka wokół której porozbijane były fiolki z różnymi
eliksirami. Zgodnie westchnęli we dwójkę, wiedząc, że sprzątanie
tego bałaganu zajmie im cały ten weekend.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH! -
Blaise krzyknął jak dziewczyna i wskoczył na jedną z ławek,
która niebezpiecznie się chybotała.
- Tate zszedłeś na drugie miejsce.
Pierwsze miejsce za dziewczęcy pisk otrzymuje........Zabini! -
zaśmiał się Malfoy.
- To nie jest zabawne. Tam jest szczur!
- zatrząsł się ze strachu.
- Może byś stamtąd zszedł? Robisz z
siebie idiotę – powiedział Tate, znużony. Od czasu wypadku
Hermiony i przeniesienia jej do św. Munga, chodził niczym duch po
szkole. Nie wygłupiał się jak zawsze, nie słuchał na lekcjach i
po prostu miał wszystko gdzieś. Na każdego warczał, kiedy tylko
się na niego spojrzało.
- Najpierw weźmiecie to białe,
brudne, wszawe coś!
- To jest tylko zwierzę.
- Które najprawdobodobniej taplało
się w ściekach! Tam jest ich miejsce!
- Złaź, nie zachowuj się jak
Greengrass – mruknął Langdon i zaczął zamiatać podłogę.
- Ale jak mnie ugryzie, to pierwszy
oberwiesz – pogroził mu palcem i z obawą zszedł na podłogę.
Blondyni westchnęli tylko i wzięli
się do roboty. Przez kolejne godziny zamiatali, szorowali,
wycierali, aż gabinet zaczął lśnić. Zmęczeni ruszyli w stronę
Wielkiej Sali na kolację.
- Langdon, kręcona parówo, zatrzymaj
się!
Odwrócili się i napotkali wściekłego
Gryfona, idącego w ich stronę. Ronald Weasley wyglądał jakby
dopiero skończył 30 kilometrowy bieg. Cała twarz była czerwona,
spływał po niej pot. Ubrania w niektórych miejscach były
poplamione błotem i postrzępione. Wyglądał, jakby dopiero co
skończył nagrywać kolejny odcinek "Wytrwałych".
- Czego, Weasley?
- Niezłe wdzianka macie – na jego
twarzy wykwitł arogancki uśmiech. Trójka Ślizgonów wyglądała
komicznie w strojach woźnych.
- A ty co? U swojej ulubionej
profesorki Trelawney byłeś? Powróżyła Wam waszą wspólną
przyszłość?
- Odszczekaj to! - warknął wściekły
Gryfon i sięgnął do kieszeni po różdżkę.
- Nie jestem psem, żeby szczekąć,
Wieprzlej! Teraz gadaj, czego chcesz?
- Gdzie jest Hermiona?
- Skąd mam to niby wiedzieć? -
przestał się uśmiechać. Weasley poruszył wrażliwy dla niego
temat.
- Jesteś jej najlepszym przyjacielem!
To nic, że ja ją znam od pierwszej klasy! To nic, że razem
jesteśmy z tego samego domu! To nic, że wszystko razem przeszliśmy!
- Dobra, Wieprzlej, zamknij się –
odezwał się Malfoy. - Wyżal się w pamiętniku, czy co ty tam
piszesz. Chodź, Tate – klepnął w ramię blondyna, który
taksował rudego spojrzeniem. Z wielką niechęcią poszedł za
swoimi kumplami w stronę Wielkiej Sali.
***
Miała wielki mętlik w głowie. Nic
nie układało się w spójną całość. Fragmenty jej wspomnień
przelatywały przez głowę jak kartki na wietrze. Nie mogła ich
złapać, a co najtrudniejsze – uporządkować. Chociaż od
początku wiedziała, że jest coś nie tak – nie mogła poruszyć
ani ręką, ani nogą. Tak jakby ich nie miała. Jej starania, które
nie powodziły się, powodowały większy stres i nienaturalne bicie
serca. Powieki były ociążałe, jakby jakaś lepka, gęsta maź się
na nich znalazła, z niewiadomego powodu.
Can you hear the silence?
Słyszała tylko cisze. Ale jak można
ją słyszeć? Można się wsłuchać. W spokój jaki przynosi.
Myśli, które są jak przystań. Cisza ma wiele zalet – wolność
umysłu, jak i ciała, błogi stan. Ale tam gdzie są zalety, muszą
być i wady, prawda? Samotność, jaką może sprawić cisza, może
być uciążliwa, namacalna.
Dla Hermiony właśnie taka była.
Czuła się teraz jak wyrzutek, ktoś niechciany. Nie mogła się
ruszyć, odezwać. Coś paliło ją w gardle, dławiło. Chciała
wstać, powiedzieć "Wszystko ze mną dobrze'', ale nie mogła.
Can you see the dark?
Podobno, kiedy jest się nieprzytomnym,
albo kiedy się odchodzi na drugą stronę widzi się jedno –
jasność. Biel, światełko w tunelu. U niej było wręcz
przeciwnie. Ciemnośc była namacalna, dusiła ją w sobie. Jak małe
macki zaplatające się wokół jej drobnego ciała.
Can you fix the broken?
Jej umysł był u niej najsilniejszy.
Ciało to tylko otoczka, która go chroniła. Ale teraz musiała się
wydostać i musiała użyć ich obydwu. Musiała naprawić to co
popsute.
Can you feel my heart?*
***
Tydzień później
Wynurzył się z
zimnej wody, by zaraz otulić się pluszowym ręcznikiem. Usiadł na
pomoście obok profesorów i ludzi z Ministerstwa Magii, by popatrzeć
jak reszta zawodników wypływa ze złotymi jajami na brzeg. Drugie
zadanie, drugi raz był pierwszy.
Głupi ma zawsze szczęście,
Langdon.
Prychnął pod
nosem, na co pani Pomfrey dała mu koc, myśląc, że jest mu zimno.
Podziękował za dodatkową ochronę i spojrzał na czekający tłum.
Goyle i Gabe jak zwykle opychali się jedzeniem, które kupili w
Miodowym Królestwie. Co chwila wyciągali różne łakocie z
kieszeni swoich bluz lub spodni, które po chwili znikały. Malfoy
zniesmaczony stał kilka metrów dalej, kręcąc głową. Obok niego
Blaise, nadal z niebieskimi brwiami, obejmował Greengrass, która
zrobiła użytek ze swoich króliczych uszu. Otóż otuliła nimi
swoje uszy, skutecznie chroniąc je przed zimnem, panującym na
zewnątrz.
Przeniósł swój
wzrok w stronę Gryfonów, którzy zawzięcie dopingowali Harry'ego.
Hermiona stała obok Rona, hardo patrząc w tafle wody. Nie odzywali
się do siebie od jej powrotu do Hogwartu trzy dni temu. Kiedy ją
zobaczył ucieszył się, że wszystko jest w porządku, ale kiedy
tylko zorientował się kto jej towarzyszy, uśmiech zszedł mu z
twarzy. Zabolało go to, że od tamtego zdarzenia, unikała go.
Ignorowała to wszystko co się wydarzyło i jak nigdy nic, wybaczyła
Wieprzlejowi.
***
-
Langdon się na Ciebie gapi – mruknął jej do ucha, odgarniając
kosmyk blond włosów z jej twarzy. Wzdrygnęła się na tą czułość
ze strony swojego przyjaciela.
- Nie
obchodzi mnie to.
-
Dobrze, że skończyłaś z nim rozmawiać. Obślizgły dupek, ślini
się tylko na twój widok. Spójrz tylko, ohydny, wredny, chciał Cię
omamić...
- Czy
mógłbyś już przestać? - wycedziła przez zęby.
- Mówię
tylko – objął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie.
Ukradkiem spojrzała na Tate'a, który taksował wściekłym wzrokiem
Weasley'a. Wzrok jego i Hermiony spotkał się na kilka sekund, przez
co na policzkach blondynki zagościły rumieńce. - Widzisz? Chodź,
nie psujmy sobie widoku.
Pociągnął
ją za rękę i ruszyli w stronę zamku. Po chwili znaleźli się na
ścieżce przecinającej las, który oddzielał jezioro od szkoły.
- Nie
zostaniemy? - zapytała.
Nie
odpowiedział. Uparcie ciągnął ją w głąb drogi. Odwróciła się
do tyłu. Tłum ludzi zniknął jej z oczu, zasłonięty przez
drzewa. Nagle walnęła plecami o drzewo. Jej głowa uderzyła o
korę, łzy pojawiły się w oczach. Chciała dotknąć ręką głowy,
by sprawdzić, czy nic z nią nie jest, lecz w połowie drogi została
zatrzymana przez inną. Mocny chwyt uniemożliwił jej jakiekogolwiek
ruchu. Poczuła na swoich wargach usta, które miażdżyły. Po
chwili przeniosły się na jej szyje, gryząc jej delikatną skórę.
Kawałek gałęzi wbijał jej się biodro, głowa pulsowała tępym
bólem, oczy były osłonięte gorącymi łzami, które znalazły
ujście na jej policzkach. Próbowała go odepchnąć, raz, drugi,
trzeci, lecz nie dała rady. Przegrana pozwoliła, by rudzielec dalej
ją całował, o ile tak to można nazwać. Przeraziła się, kiedy
jego ręka niebepiecznie powędrowała na jej biodra, by następnie
wejść pod jej bluzę. Kopnęła go w krocze, co zakończyło jej
mękę. Osunął się na kolana, jęcząc z bólu.
-
Co...ty..jak?
Przerażona
pobiegła do zamku. Co chwila odwracała się za siebie, sprawdzając
czy Ron ją goni. Nie zauważyła wystającego korzenia. Zahaczyła o
niego, tracąc grunt pod nogami. Poczuła ból przszywający jej
kolano. Z jękiem usiadła, klnąc na swój los. Oderwała nogawkę
spodni, by zawiązać ją ciasno na udzie. Ostrożnie wstała z ziemi
i kuśtykając wyszła z lasu. Ucieszyła się, że wszyscy są na
Turnieju, przez co mogła spokonie przejść przez korytarze, nie
wzbudzając niczyjej uwagi.
Weszła
po marmurowych schodach i delikatnie pchnęła drewniane wrota, by po
chwili znaleźć się w ciepłym holu. Ruszyła w stronę wieży
Gryffindoru. Poczuła zapach jedzenia, na co jej brzuch zaburczał w
wyrazie protestu. Zdziwiona zeszła na dół, do lochów, by po
chwili stać przed obrazem z miską owoców.
Każdy z
nich namalowano wyblakłą farbą, która nie zwracała uwagi
przechodnia. Delikatnie podskakiwały i śmiały się jak małe
dzieci podczas zabawy. Wokół miski leżały zbrązowiałe ogryzki,
jakby ktoś przed chwilą zjadł owoce z obrazu. Był surowy, nie
radosny jak każdy powieszony na tej ścianie. Zwyczajny, jednak
posiadał w sobie coś co przyciągało uwagę.
Zmarszczyła
brwi. Aromatyczny zapach pieczeni powodował w jej brzuchu powstanie.
Było to dosyć dziwne, bo dobywał się on zza obrazu.
Po
chwili zauważyła jak malowidło zaczęło się kręcić i
zamazywać. Podeszła bliżej zaintrygowana. Zmrużyła delikatnie
oczy i czekała co się stanie. Ale tego nie przewidziała. Kilka
sekund później leżała płasko na zimnej posadzce, a nad nią
pojawiły się dwie głowy z wielkimi czarnymi oczami, które kręciły
się wokól niej.
-
Panienko, nic Pani nie jest? - odezwał się piskliwym głosem.
-
Z-zgredek? - wyjąkała. Oparła się na łokciach i rozmasowała tył
głowy.
- Skąd
panienka wie, jak Zgredek ma na imię?
-
Przecież to ja, Hermiona – zamknęła oczy i położyła się z
powrotem na podłodze. Jej chłód przyjemnie łagodził wzmożony
ból z tyłu jej czaszki.
-
Przyjaciółka pana Harry'ego Pottera?
- Tak,
Zgredku.
- Ojej,
Zgredek nie pomyślał! Zmieniła się Pani! Zrobiła panienka inny
kolor włosów?
Westchnęła
przeciągle i wstała. Zatoczyła się do tyłu, ale po chwili
złapała równowagę. Zapach jedzenia był coraz bardziej
mocniejszy. Otworzyła oczy i z zaskoczeniem spojrzała przed siebie.
Zgredek
stał przed nią, wystraszony w podartej koszuli w paski. Przez
obraz, lub raczej dziurą w nim widać było minimum 100 skrzatów,
krzątających się i robiących jedzenie.
Brzuch
zaburczał w proteście, a w ustach poczuła nadmiar śliny.
- To
jest kuchnia?
- Tak,
panienko Hermiono. Zechce może panienka coś zjeść?
-
Chętnie – uśmiechnęła się do skrzata i weszła za nim do
pomieszczenia.
__________________________________________
*Bring Me The Horizon - Can You Feel My Heart
Beznadzieja, beznadzieja i jeszcze raz beznadzieja. Wraz z rozpoczęciem wakacji, mój mózg wywiesił tabliczkę "Nie przeszkadzać" i jak do tej pory nie zrobił niczego wyjątkowego. W te upalne dni nie mam ochoty, ani motywacji do niczego. Kompletnie. Ale trzeba jednak coś wstawić na bloga. I macie takie coś, co arcydziełem nazwać nie można, ale przeczytać jakoś się da :)
Czekam na nastepny i super rozdzial ::) zapraszam tez do siebie życzę weny ~Czarna
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Piszesz w taki sposób, że czyta się łatwo i szybko. Ronaldzie, grabisz sobie! Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCzarujący Szczur <3