środa, 10 lipca 2013

XI. Incydent


Spojrzała na wskazówki zegara, które poruszały się za szybko. Westchnęła ciężko i oparła się łokciem o łóżko swojej córki. Trafiła do św. Munga tydzień temu z utratą dużej ilości krwi, przez co zapadła w śpiączke. Lekarze nie mówili za wiele, ale można było wywnioskować, że są nikłe szanse na wybudzenie się. Wzięła delikatną i bladą dłoń Isabelle do swoich rąk, by dać jej znak, że nie została sama, że ktoś jeszcze o niej pamięta. Nie wiedziała co teraz ma zrobić. Mieszka wraz z Syriuszem w Sheffield, co chwila wyjeżdżając do Voldemorta i pomagając mu. Nie miała już sił. Uparcie dążyła do czegoś, czego i tak nie mogła w stanie wykonać. Przetarła łze na swoim policzku. Poprawiła bordową sukienkę, jeszcze raz spojrzała na córkę, która zlewała się z bielą pokoju i wyszła.

***

To był drugi weekend ich kary. Zaraz po śniadaniu poszli do Filcha po wiaderka i mopy i zeszli do lochów. Draco otworzył drzwi jednej z nieużywanych klas i po chwili zaczęli kichać, co spowodował unoszacy się kurz w powietrzu. Okna były z witrażami, które przedstawiały najsilniejszych czarodzieji w historii. Były całe zaplamione, w pyle, przez co promienie słoneczne ledwo przedostawały się pomieszczenia. Pod ścianami stały krzesła i ławki, które były połamane. Na podłodze leżała półka wokół której porozbijane były fiolki z różnymi eliksirami. Zgodnie westchnęli we dwójkę, wiedząc, że sprzątanie tego bałaganu zajmie im cały ten weekend.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH! - Blaise krzyknął jak dziewczyna i wskoczył na jedną z ławek, która niebezpiecznie się chybotała.
- Tate zszedłeś na drugie miejsce. Pierwsze miejsce za dziewczęcy pisk otrzymuje........Zabini! - zaśmiał się Malfoy.
- To nie jest zabawne. Tam jest szczur! - zatrząsł się ze strachu.
- Może byś stamtąd zszedł? Robisz z siebie idiotę – powiedział Tate, znużony. Od czasu wypadku Hermiony i przeniesienia jej do św. Munga, chodził niczym duch po szkole. Nie wygłupiał się jak zawsze, nie słuchał na lekcjach i po prostu miał wszystko gdzieś. Na każdego warczał, kiedy tylko się na niego spojrzało.
- Najpierw weźmiecie to białe, brudne, wszawe coś!
- To jest tylko zwierzę.
- Które najprawdobodobniej taplało się w ściekach! Tam jest ich miejsce!
- Złaź, nie zachowuj się jak Greengrass – mruknął Langdon i zaczął zamiatać podłogę.
- Ale jak mnie ugryzie, to pierwszy oberwiesz – pogroził mu palcem i z obawą zszedł na podłogę.
Blondyni westchnęli tylko i wzięli się do roboty. Przez kolejne godziny zamiatali, szorowali, wycierali, aż gabinet zaczął lśnić. Zmęczeni ruszyli w stronę Wielkiej Sali na kolację.
- Langdon, kręcona parówo, zatrzymaj się!
Odwrócili się i napotkali wściekłego Gryfona, idącego w ich stronę. Ronald Weasley wyglądał jakby dopiero skończył 30 kilometrowy bieg. Cała twarz była czerwona, spływał po niej pot. Ubrania w niektórych miejscach były poplamione błotem i postrzępione. Wyglądał, jakby dopiero co skończył nagrywać kolejny odcinek "Wytrwałych".
- Czego, Weasley?
- Niezłe wdzianka macie – na jego twarzy wykwitł arogancki uśmiech. Trójka Ślizgonów wyglądała komicznie w strojach woźnych.
- A ty co? U swojej ulubionej profesorki Trelawney byłeś? Powróżyła Wam waszą wspólną przyszłość?
- Odszczekaj to! - warknął wściekły Gryfon i sięgnął do kieszeni po różdżkę.
- Nie jestem psem, żeby szczekąć, Wieprzlej! Teraz gadaj, czego chcesz?
- Gdzie jest Hermiona?
- Skąd mam to niby wiedzieć? - przestał się uśmiechać. Weasley poruszył wrażliwy dla niego temat.
- Jesteś jej najlepszym przyjacielem! To nic, że ja ją znam od pierwszej klasy! To nic, że razem jesteśmy z tego samego domu! To nic, że wszystko razem przeszliśmy!
- Dobra, Wieprzlej, zamknij się – odezwał się Malfoy. - Wyżal się w pamiętniku, czy co ty tam piszesz. Chodź, Tate – klepnął w ramię blondyna, który taksował rudego spojrzeniem. Z wielką niechęcią poszedł za swoimi kumplami w stronę Wielkiej Sali.

***

Miała wielki mętlik w głowie. Nic nie układało się w spójną całość. Fragmenty jej wspomnień przelatywały przez głowę jak kartki na wietrze. Nie mogła ich złapać, a co najtrudniejsze – uporządkować. Chociaż od początku wiedziała, że jest coś nie tak – nie mogła poruszyć ani ręką, ani nogą. Tak jakby ich nie miała. Jej starania, które nie powodziły się, powodowały większy stres i nienaturalne bicie serca. Powieki były ociążałe, jakby jakaś lepka, gęsta maź się na nich znalazła, z niewiadomego powodu.

Can you hear the silence?

Słyszała tylko cisze. Ale jak można ją słyszeć? Można się wsłuchać. W spokój jaki przynosi. Myśli, które są jak przystań. Cisza ma wiele zalet – wolność umysłu, jak i ciała, błogi stan. Ale tam gdzie są zalety, muszą być i wady, prawda? Samotność, jaką może sprawić cisza, może być uciążliwa, namacalna.
Dla Hermiony właśnie taka była. Czuła się teraz jak wyrzutek, ktoś niechciany. Nie mogła się ruszyć, odezwać. Coś paliło ją w gardle, dławiło. Chciała wstać, powiedzieć "Wszystko ze mną dobrze'', ale nie mogła.

Can you see the dark?

Podobno, kiedy jest się nieprzytomnym, albo kiedy się odchodzi na drugą stronę widzi się jedno – jasność. Biel, światełko w tunelu. U niej było wręcz przeciwnie. Ciemnośc była namacalna, dusiła ją w sobie. Jak małe macki zaplatające się wokół jej drobnego ciała.

Can you fix the broken?

Jej umysł był u niej najsilniejszy. Ciało to tylko otoczka, która go chroniła. Ale teraz musiała się wydostać i musiała użyć ich obydwu. Musiała naprawić to co popsute.

Can you feel my heart?*

***

Tydzień później

Wynurzył się z zimnej wody, by zaraz otulić się pluszowym ręcznikiem. Usiadł na pomoście obok profesorów i ludzi z Ministerstwa Magii, by popatrzeć jak reszta zawodników wypływa ze złotymi jajami na brzeg. Drugie zadanie, drugi raz był pierwszy.
Głupi ma zawsze szczęście, Langdon.
Prychnął pod nosem, na co pani Pomfrey dała mu koc, myśląc, że jest mu zimno. Podziękował za dodatkową ochronę i spojrzał na czekający tłum. Goyle i Gabe jak zwykle opychali się jedzeniem, które kupili w Miodowym Królestwie. Co chwila wyciągali różne łakocie z kieszeni swoich bluz lub spodni, które po chwili znikały. Malfoy zniesmaczony stał kilka metrów dalej, kręcąc głową. Obok niego Blaise, nadal z niebieskimi brwiami, obejmował Greengrass, która zrobiła użytek ze swoich króliczych uszu. Otóż otuliła nimi swoje uszy, skutecznie chroniąc je przed zimnem, panującym na zewnątrz.
Przeniósł swój wzrok w stronę Gryfonów, którzy zawzięcie dopingowali Harry'ego. Hermiona stała obok Rona, hardo patrząc w tafle wody. Nie odzywali się do siebie od jej powrotu do Hogwartu trzy dni temu. Kiedy ją zobaczył ucieszył się, że wszystko jest w porządku, ale kiedy tylko zorientował się kto jej towarzyszy, uśmiech zszedł mu z twarzy. Zabolało go to, że od tamtego zdarzenia, unikała go. Ignorowała to wszystko co się wydarzyło i jak nigdy nic, wybaczyła Wieprzlejowi.

***

- Langdon się na Ciebie gapi – mruknął jej do ucha, odgarniając kosmyk blond włosów z jej twarzy. Wzdrygnęła się na tą czułość ze strony swojego przyjaciela.
- Nie obchodzi mnie to.
- Dobrze, że skończyłaś z nim rozmawiać. Obślizgły dupek, ślini się tylko na twój widok. Spójrz tylko, ohydny, wredny, chciał Cię omamić...
- Czy mógłbyś już przestać? - wycedziła przez zęby.
- Mówię tylko – objął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Ukradkiem spojrzała na Tate'a, który taksował wściekłym wzrokiem Weasley'a. Wzrok jego i Hermiony spotkał się na kilka sekund, przez co na policzkach blondynki zagościły rumieńce. - Widzisz? Chodź, nie psujmy sobie widoku.
Pociągnął ją za rękę i ruszyli w stronę zamku. Po chwili znaleźli się na ścieżce przecinającej las, który oddzielał jezioro od szkoły.
- Nie zostaniemy? - zapytała.
Nie odpowiedział. Uparcie ciągnął ją w głąb drogi. Odwróciła się do tyłu. Tłum ludzi zniknął jej z oczu, zasłonięty przez drzewa. Nagle walnęła plecami o drzewo. Jej głowa uderzyła o korę, łzy pojawiły się w oczach. Chciała dotknąć ręką głowy, by sprawdzić, czy nic z nią nie jest, lecz w połowie drogi została zatrzymana przez inną. Mocny chwyt uniemożliwił jej jakiekogolwiek ruchu. Poczuła na swoich wargach usta, które miażdżyły. Po chwili przeniosły się na jej szyje, gryząc jej delikatną skórę. Kawałek gałęzi wbijał jej się biodro, głowa pulsowała tępym bólem, oczy były osłonięte gorącymi łzami, które znalazły ujście na jej policzkach. Próbowała go odepchnąć, raz, drugi, trzeci, lecz nie dała rady. Przegrana pozwoliła, by rudzielec dalej ją całował, o ile tak to można nazwać. Przeraziła się, kiedy jego ręka niebepiecznie powędrowała na jej biodra, by następnie wejść pod jej bluzę. Kopnęła go w krocze, co zakończyło jej mękę. Osunął się na kolana, jęcząc z bólu.
- Co...ty..jak?
Przerażona pobiegła do zamku. Co chwila odwracała się za siebie, sprawdzając czy Ron ją goni. Nie zauważyła wystającego korzenia. Zahaczyła o niego, tracąc grunt pod nogami. Poczuła ból przszywający jej kolano. Z jękiem usiadła, klnąc na swój los. Oderwała nogawkę spodni, by zawiązać ją ciasno na udzie. Ostrożnie wstała z ziemi i kuśtykając wyszła z lasu. Ucieszyła się, że wszyscy są na Turnieju, przez co mogła spokonie przejść przez korytarze, nie wzbudzając niczyjej uwagi.
Weszła po marmurowych schodach i delikatnie pchnęła drewniane wrota, by po chwili znaleźć się w ciepłym holu. Ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Poczuła zapach jedzenia, na co jej brzuch zaburczał w wyrazie protestu. Zdziwiona zeszła na dół, do lochów, by po chwili stać przed obrazem z miską owoców.
Każdy z nich namalowano wyblakłą farbą, która nie zwracała uwagi przechodnia. Delikatnie podskakiwały i śmiały się jak małe dzieci podczas zabawy. Wokół miski leżały zbrązowiałe ogryzki, jakby ktoś przed chwilą zjadł owoce z obrazu. Był surowy, nie radosny jak każdy powieszony na tej ścianie. Zwyczajny, jednak posiadał w sobie coś co przyciągało uwagę.
Zmarszczyła brwi. Aromatyczny zapach pieczeni powodował w jej brzuchu powstanie. Było to dosyć dziwne, bo dobywał się on zza obrazu.
Po chwili zauważyła jak malowidło zaczęło się kręcić i zamazywać. Podeszła bliżej zaintrygowana. Zmrużyła delikatnie oczy i czekała co się stanie. Ale tego nie przewidziała. Kilka sekund później leżała płasko na zimnej posadzce, a nad nią pojawiły się dwie głowy z wielkimi czarnymi oczami, które kręciły się wokól niej.
- Panienko, nic Pani nie jest? - odezwał się piskliwym głosem.
- Z-zgredek? - wyjąkała. Oparła się na łokciach i rozmasowała tył głowy.
- Skąd panienka wie, jak Zgredek ma na imię?
- Przecież to ja, Hermiona – zamknęła oczy i położyła się z powrotem na podłodze. Jej chłód przyjemnie łagodził wzmożony ból z tyłu jej czaszki.
- Przyjaciółka pana Harry'ego Pottera?
- Tak, Zgredku.
- Ojej, Zgredek nie pomyślał! Zmieniła się Pani! Zrobiła panienka inny kolor włosów?
Westchnęła przeciągle i wstała. Zatoczyła się do tyłu, ale po chwili złapała równowagę. Zapach jedzenia był coraz bardziej mocniejszy. Otworzyła oczy i z zaskoczeniem spojrzała przed siebie.
Zgredek stał przed nią, wystraszony w podartej koszuli w paski. Przez obraz, lub raczej dziurą w nim widać było minimum 100 skrzatów, krzątających się i robiących jedzenie.
Brzuch zaburczał w proteście, a w ustach poczuła nadmiar śliny.
- To jest kuchnia?
- Tak, panienko Hermiono. Zechce może panienka coś zjeść?
- Chętnie – uśmiechnęła się do skrzata i weszła za nim do pomieszczenia.
__________________________________________
*Bring Me The Horizon - Can You Feel My Heart
Beznadzieja, beznadzieja i jeszcze raz beznadzieja. Wraz z rozpoczęciem wakacji, mój mózg wywiesił tabliczkę "Nie przeszkadzać" i jak do tej pory nie zrobił niczego wyjątkowego. W te upalne dni nie mam ochoty, ani motywacji do niczego. Kompletnie. Ale trzeba jednak coś wstawić na bloga. I macie takie coś, co arcydziełem nazwać nie można, ale przeczytać jakoś się da :)

2 komentarze:

  1. Czekam na nastepny i super rozdzial ::) zapraszam tez do siebie życzę weny ~Czarna

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! Piszesz w taki sposób, że czyta się łatwo i szybko. Ronaldzie, grabisz sobie! Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam serdecznie
    Czarujący Szczur <3

    OdpowiedzUsuń