Usiadł na jednej z
nielicznych ławek w klasie, które były w dobrym stanie. Spojrzał
na swojego kumpla, który nie zwracając uwagi na starcie kurzu,
położył się na mahoniowym biurku. Tate zaczął machać nogami w
powietrzu, nie bacząc na zirytowane spojrzenie Dracona. Nie
wiedział, dlaczego ten oto blondyn należy do domu Slytherina i w
dodatku uczestniczy w Turnieju Trójmagicznym.
- Co z nimi
zrobimy? - zapytała się Hermiona po dłuższej chwili.
- Ty tu jesteś
mózgiem, Miona.
- To, że myślę w
porównaniu z innymi, nie oznacza, że będę za was wykonywać
brudną robotę – zirytowała się. Założyła ręce na piersi i
tupnęła buntowniczo nogą.
- Granger, nie bądź
dzieckiem.
- Nie jestem
dzieckiem!
- Ale się tak
zachowujesz – powiedział Malfoy. - A teraz rusz tą swoją
mózgownicą.
Prychnęła niczym
rozjuszona kotka i odwróciła się w stronę dwójki nieprzytomnych
Ślizgonów. Zacisnęła mocno palce na swojej różdżce i zamknęła
oczy, by się lepiej skupić. Niestety nie wychodziło jej to,
ponieważ irytujący Malfoy wydawał głośne westchnięcia, nie
cierpliwiąc się.
- Jeszcze raz tak
zrobisz, a zamienie Cię w fretkę.
- Nie odważysz
się.
- Tak myślisz? -
posłała mu triumfujący uśmiech. Draco siedział jak
sparaliżowany, otwierając w niedowierzaniu oczy.
- Jesteście jak
stare małżeństwo – powiedział Tate.
- Jesteś
nienormalny! Na pewno nie! - wykrzyknęłi równocześnie.
- Widzicie? Nawet
się zgadzacie – uśmiechnął się, błyskając śnieżnobiałymi
zębami. Oparł się na łokciach, gdzie miał lepszy widok na
zszokowane i zniesmaczone miny swoich przyjaciół.
- Bo zaraz Cię w
coś zamienie – zagroziła mu różdżką.
- Lepiej ich w coś
zamień, Granger – odezwał się Smok.
- Nie rozkazuj mi.
- Moglibyście
przestać? Zaklęcie niedługo przestanie działać i się obudzą, a
wtedy nie będzie ciekawie.
Stanęła przed
Astorią i Zabinim. Po chwili wiedziała jakiego zaklęcia użyje.
Jedynie się martwiła, że jej może coś nie wyjść. Dopiero w
szóstej klasie będą je omawiać, a oni są w czwartej. Machnęła
krótko różdżką, tak jak pisano w podręczniku, powiedziała
krótką formułkę i z dumą spojrzała na swoje dzieło. Blaise
miał niebieskie brwi, które ciekawie kontrastowały się z jego
ciemną karnacją. Do tego wyczarowała mu kły jak u wampira w
filmie o Draculi. Astoria za to miała króliczy ogonek i puchate,
królicze uszy. Efekt był piorunujący. Para, która idealnie do
siebie pasowała swoim dziwacznym wyglądem.
- No, no.
Postarałaś się, Granger. Chociaż Zabiniemu powinnaś zrobić te
uszyska. Te brwi to chyba za mało – odezwał się Malfoy tuż przy
jej uchu. Odskoczyła jak oparzona, potykając się o swoje nogi.
- Mionka, nic Ci
nie jest? - podbiegł do niej spanikowany Tate. Chwycił ją za
ramiona i pomógł wstać. Podziękowała mu ledwym skinięciem głowy
i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Jak się obudzą
to dajcie mi znać jakie będą ich reakcje. A i nie mówcie, że to
ja zrobiłam. Mam na razie dosyć Ślizgonów – wyszła,
zatrzaskując za sobą cicho drzwi.
Ledwo dotarła do
swojego łóżka w dormitorium. Położyła się delikatnie, by nie
naruszyć świeżych szwów na swojej ranie wykonanej przez
wilkołaka. Od wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego czuła się dobrze,
do momentu aż rzuciła zaklęcie. Zakręciło jej się w głowie,
więc zamknęła oczy, modląc się w duchu, żeby świat przestał
się kręcić. Po kilku minutach bezczynnego leżenia wstała i udała
się do łazienki. Odświeżyła się i zażyła środków nasennych
i przeciwbólowych od pani Pomfrey.
-....przecież ona
miała brązowe włosy, a nie blond, Lavender. Mówię Ci to nie
Hermiona!
- Gadasz bzdury.
Przecież to jej łóżko. To nie może być ktoś inny, zrozum!
Obudź ją i chodź na śniadanie.
Usłyszała
strzępki rozmowy i cichy trzask drzwi. Jęknęła cicho i
przewróciła się na drugi bok, zakrywając głowę kołdrą. Po
chwili poczuła rękę na niezakrytym skrawku ręki. Pisnęła i
wyskoczyła z łóżka, mało co nie potykając się o buty jednej ze
współlokatorek.
- Hermiona? -
zapytała niepewnie Parvati, stojąc w bezpiecznej odległości od
Gryfonki.
- A kto ma niby
inny być? Przecież to moje łóżko – pokręciła głową w
niedowierzaniu. Wie, że jej koleżanka z domu wraz z innym
dziewczynami latała za Krumem, ale nie wiedziała, że to odbiło
się na jej psychice.
- Lepiej idź do
lustra – poradziła jej zmartwiona.
Westchnęła cicho
i za poradą Parvati udała się do łazienki. Po chwili można bylo
usłyszeć okrzyk zdziwienia. Jęknęła i drżącą ręką dotknęła
swojego policzka. Pokręciła przecząco głową. Blond włosy opadły
na jej twarz kaskadami, tworząc ochronę przed światem. W jej
szmaragdowych, już niebrązowych, oczach pojawiły się łzy. Nie
mogła uwierzyć, że to ona. Spojrzała jeszcze raz w lustro, mając
cichą nadzieję, że to przewidzenia. Lecz nadal tam stała. Jako
chuda blondynka, która urzekała swoim wyglądem. Uszczypnęła się
dla pewności kilkanaście razy, zobaczyć czy to na pewno jest sen.
Niestety było to realne. Poszła do dormitorium. Parvati siedziała
na jej łóżku i bawiła się dłońmi. Zakłopotana rozglądała
się, zgrabnie unikając Hermiony.
- Powiesz
profesorowi Binnsowi, że źle się czułam? - zapytała cicho.
Oparła się o framuge drzwi i skrzywiła, kiedy poczuła zimne
drewno pod ciepłym ramieniem.
- Jasne. Na
szczęście Lavender uważała, że wyglądasz tak samo. Czasem się
ciesze, że jest taką ignorantką – uśmiechnęła się
delikatnie. - Nie martw się, nikomu nie powiem. Może pójdziesz do
Dumbledora? Pewnie będzie miał pomysł jak to odkręcić.
- Jesteś kochana.
Dziękuje.
Gryfonka skinęła
w jej stronę głową i wyszła za sobą, zostawiając rozstrzęsioną
dziewczyną sam na sam z ciszą, w której jej myśli, wręcz
krzyczały od nadmiaru wydarzeń.
Szła opustoszałymi
korytarzami Hogwartu. Czasem mijała chłopców z Durmstrangu, którzy
nie omieszkali zwracać jej uwagi na siebie. Zirytowana szła i
unikała gwizdów czy wołań "Hej, piękna!". Wolała swój
stary wygląd, nie blond piękność. Wolała być szarą myszką,
niż dziewczyną, od której już biła pewność siebie i
zdecydowanie. Wolała ukryć się za swoją burzą loków, niż czuć
jak jej włosy falowały sprężyście. Odetchnęła z ulgą, kiedy
podeszła do chimery, lecz po chwili wściekła na siebie i świat,
zaczęła przeklinać cicho pod nosem, zapominając, że przecież
nie zna hasła.
- Tak młodej damie
nie wypada używać takich słów – usłyszała lodowaty głos tuż
za sobą. Drgnęła lekko i zamknęła oczy, modląc się, żeby to
był paskudny koszmar, który zaraz się skończy. - Minus dwadzieści
punktów dla...z jakiego jesteś domu? Pierwszy raz Cię tu widzę.
Odwróciła się,
napotykając oczy czarne ja węgiel. Dostrzegła w nich zdziwienie i
niedowierzanie, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Po
chwili znów biła z nich obojętność wraz z ironią.
- Wybuchające
landrynki – powiedział do chimery, która z cichym trzaskiem
zaczęła się przesuwać, ujawniając marmurowe schody. - Za mną.
Po chwili wpuścił
ją do gabinetu dyrektora. Weszła wolno do pomieszczenia,
rozglądając się. Pokój był owalny, cały w szafkach z książkami,
które miały zapewne trzy razy tyle lat, ile ma teraz Hermiona.
Pośrodku stał szklany stoliczek, na którym postawiono wazon z
bukietem kwiatów, które dziewczyna pierwszy raz widziała. Przeszła
po dwóch schodkach, by stanąć naprzeciw mahoniowego biurka, za
którym dyrektor zawzięcie pisał na pergaminie. Całe pomieszczenie
było zawalone księgami, papierami i przedmiotami, które Hermiona
pierwszy raz w życiu widziała.
- Usiądź, panno
Granger. Co Cię do mnie sprowadza, Severusie? - zapytał, nawet nie
podnosząc wzroku znad pergaminu.
- Ta rozmowa
powinna odbyć się na osobności, profesorze – powiedział chłodno
i wyszedł bezszelestnie z pomieszczenia.
Zrobiło się
cicho, jedynie było słychać skrobanie pióra. Hermiona rozglądała
się zaintrygowana po pomieszczeniu. Stresowała się, ponieważ nie
wiedziała, czy Dumbledore będzie wiedzieć co jej się przytrafiło.
Bała się, bo sama nie rozumiała, co jej się nie często
przydarza. Westchnęła i zaczęła się bawić palcami, które teraz
w porówaniu z tamtymi, były dłuższe i zgrabniejsze.
- Nie wiem od czego
zacząć, panno Granger – przerwał ciszę Dumbledore. - Zapewne
użyłaś zaklęcia przemiany.
- Tak, ale nie mam
pojęcia dlaczego....
- Zacznę od
początku, Hermiono. Mam nadzieję, że Cię nie zanudze. To pewnie
będzie dla Ciebie szok, ale nie martw się. Jesteś silna i
inteligentna. Dasz radę – uśmiechnął się pokrzepiająco.
14 lutego 1979
- Dasz radę, skarbie, jeszcze
troszeczkę – powiedział Syriusz. Odgarnął zbłąkany kosmyk
włosów z czoła Katheriny. Uścisnął jej rękę, by dodać jej
otuchy.
- Nie mogę. Syriuszu, nie dam rady
– jęknęła. Łzy niespodziewanie zaczęły cieknąć jej po
policzkach, kreśląc niewidzialne ścieżki na zaczerwienionych
policzkach.
- Na pewno dasz – uśmiechnął
się do niej. - Wyobraź sobie, że za dziesięć minut będziesz
trzymała na rękach nasze dziecko. Małe, słodkie, promienne
dziecko.
- Jak mały promyczek – zaśmiał
się z jej porównania. Uśmiechnęła się do niego. Zmęczenie
odmalowało się na jej twarzy. Chciała, żeby ból już ustał.
- Uda Ci się – pocałował
knykcie jej dłoni. Spojrzał w jej oczy, w którycj błąkało się
zdezorientowanie, ból i strach. Zacisnęła mocno szczęki i
uścisnęła mocniej dłoń swojego męża.
- Mówiłem – odezwał się po
godzinie. Trzymał w rękach córeczkę i uśmiechał się do niej.
Kołysał ją w swoim żelaznym uścisku, rozkoszując się małą
wielkością i aksamitną skórą.
- Ale to nie było dziesięć minut,
Syriuszu – odparła zmęczonym głosem. Leżała pod białą
pościelą, pijąc co chwila wodę z niebieskiego kubka. Kilka
kosmyków jej blond włosów przyczepiło się do czoła, na którym
lśnił pot.
- Nie zwracaj uwagi na takie
szczegóły, Katherino. Twoja mamusia narzeka, moja ty piękności.
- Piękności?
- Tak, moja mała piękność.
Zobaczysz, będzie taka jak ty.
- Nie wygaduj głupot. Pewnie będzie
kopią Ciebie.
- Nie prawda. Po mnie będzie miała
charakter, a po Tobie wygląd. Jest idealna – zaśmiał się cicho
i zaczął śpiewać kołysankę.
05 kwietnia 1979
Zakapturzona postać przemierzała
ciemną alejkę, omijając po drodze opustoszałe domy. Od kiedy Lord
Voldemort przebywał w tej okolicy, nie widziano tu żywej duszy,
która mogłaby nie być śmierciożercą. Jej kroki rozproszały się
po okolicy, niczym niesione echo, zakłucające spokój i harmonię
nocy. Otworzyła furtkę, która przeraźliwie zaskrzypiała i
otworzyła ciężkie, drewniane drzwi.
Weszła do ciemnego holu, który był
oświetlony mdłym światłem, pochodzącym od zawieszonych na
bordowych ścianach świec. Ominęła połamany stolik i krzesło, po
drodze spotykając jednego ze wspólników.
- Pan na Ciebie czeka – odezwał
się cichym głosem i ruszył w stronę salonu.
Poszła za nim. Znalazła się w
dobrze oświetlonym pomieszczeniu, który całą swoją powierzchnię
miał zajętą przez ogromny szklany stół, przy którym siedzieli
śmierciożercy bez masek. Czarny Pan siedział na samym końcu na
tle zapalonego ognia w kominku. Koło niego odpoczywała Nagini, co
chwia posykując cicho.
- Usiądź, Katherino – wskazał
jej dłonią krzesło naprzeciwko siebie. Bez chwili wahania wykonała
jego polecenie. - Zapewne domyślasz się, co Cię do mnie sprowadza?
- Tak, Panie – odparła
zdecydowanym wzrokiem.
- Urodziłaś dziecko, nieprawdaż?
Isabelle, piękne imię wybrałaś. Mam nadzieję, że już się nią
nacieszyłaś. Chcę, żeby wstąpiła w moje szeregi.
- Ale ona ma niecały miesiąc,
Panie.
- Bella się nią zajmie.
Spojrzała zszokowana na Bellatriks.
Lestrange oblizała wargi i uśmiechnęła sie cynicznie. Wiedziała,
że ta psychopatka wychowa godną jej następczynie. Nie mogła
dopuścić, żeby jej córka wpadła w szpony tego babsztyla.
- Panie, nie mogę ja? W końcu to
moja córka. Ona potrzebuje swojej prawdziwej matki, Panie.
- Katherino, rodzina i miłość nie
istnieje. Wiesz o tym – zaśmiał się. Kilkoro poszło za jego
przykładem, lecz po chwili urwali, kiedy zobaczyli wzrok Voldemorta.
- Zatrzymasz ją na pół roku. Od dzisiaj. Potem oddasz ją Belli,
rozumiesz?
- Tak, Panie – opuściła dom,
przeklinając świat, Voldemorta, ale najbardziej siebie. Za swoje
decyzje, które były tragiczne dla niej w skutkach.
24 grudnia 1981
- Oddaj je w dobre ręce, proszę
Albusie – powiedziała płaczliwie. Przytuliła po raz ostatni
swoje córki.
- Na pewno, Katherino. Odpoczywaj –
odszedł kawałek i teleportował się wraz z profesor McGonagall i
dziewczynkami.
Zaniosła się głośnym płaczem.
Słone łzy uparcie ciekły, paląc jej skórę. Odebrano jej miłość.
Odebrano jej cały świat jaki miała. Odebrano jej męża i córki.
Siedziała
osłupiała na krześle, wpatrując się z otwartymi szeroko oczami i
ustami w dyrektora.
- Rozumiem, że
możesz być w szoku. Syriusz Black i Katherina de La Rocque to twoi
rodzice. Udałem się wraz z Tobą do sierocińca w Rosji, żeby Lord
Voldemort nie mógł Cię znaleźć.
- Ale..co z
moim..wyglądem?
- Jesteś
metamorfomagiem. Kiedy wyobraziłaś siebie jako Hermionę Granger
rzuciłem zaklęcie utrzymujące. Wczorajsze natomiast, rzucone przez
Ciebie zlikwidowało je. Musiało się zapewne odbić od czegoś lub
kogoś – spojrzał na nią znad okularów połówek.
- Czyli..ja..tak
naprawdę...tak wyglądam? - wyjąkała przerażona.
- Oczywiście, że
tak.
- Czy mógłby mnie
pan przemienić, no w...tamtą osobę?
- To jest bardzo
potężne zaklęcie. Osłabiło mnie ono na kilka miesięcy,
Hermiono. Zastanów się na razie, a później powiesz mi jaką
decyzję podjęłaś. Czy chcesz być Hermioną Granger czy Isabelle
Black.Ach, zapomniałem wspomnieć, że nie potrzebna Ci kolejna
Ceremonia Przydziału. Charakter nadal masz ten sam – uśmiechnął
się do niej, by dodać odrobiny otuchy w tej trudnej sytuacji.
- Dobrze, ale jak
zareagują inni?
- Na pewno będą
zszokowani jak ty w tej chwili – odparł.
- Ja...najlepiej
będzie jak już pójdę – odezwała się i niepewnie wstała.
Ruszyła w stronę drzwi. Trzymała rękę na klamce, kiedy odezwał
się Dumbledore:
- Najlepiej mówić
prawdę, Isabelle.
Wzdrygnęła się
kiedy usłyszała swoje prawdziwe imię. Nie mogła uwierzyć. Całe
jej życie było wielkim kłamstwem. Już Grangerowie nie byli dla
niej rodzicami. Już nie wiedziała kim jest. Z jednej strony
cieszyła się, że odkryła prawdę o swoim życiu. Z drugiej jednak
te informacje zaburzyły harmonię. Jej myśli szalały niczym burza
i nie zwracała uwagi dokąd idzie. Jedynie chciała pobyć przez
chwilę w ustronnym miejscu, by przeczekać, uspokoić się. Przeszła
obok Wielkiej Sali, gdzie trwał obiad i wyszła na zewnątrz.
Przebiegła marmurowymi schodami i skierowała się naokoło zamku.
Usiadła na ławeczce, która znajdowała się w ustronnym miejscu,
osłonięta przez drzewa i krzewy, które gubiły liście. Schowała
twarz w dłoniach i zaniosła się szlochem.
Po wyjściu
Hermiony odczekali pięć minut, siedząc w ciszy. Najpierw obudził
się Blaise, który nie kontaktował i nie wiedział co robi w tym
miejscu. Jedynie czuł, że jest coś nie tak z jego zębami. Po
chwili obudziła się jedna z Greengrass, która nie mogła usiedzieć
w miejscu. Spojrzeli na siebie i oprzytomnieli w ułamku sekundy.
Ciszę przerwały śmiechy Tate'a i Dracona, którzy nie mogli już
wytrzymać.
- Nie mam takich
brwi jak Zabini, prawda? - pisnęła przerażona.
- Jakie ja mam
brwi? Ty masz królicze uszy! - wrzasnął na wpół przerażony, na
wpół rozśmieszony.
- Słucham?!
Przestań się ze mnie śmiać! - krzyknęła oburzona. Po chwili jej
oczy zrobiły się wielkie jak galeony, kiedy dojrzała zęby
Blaise'a. - A zgadnij co jest z tobą nie tak, Diabełku?
Chłopak
oprzytomniał w ułamku sekundy. Patrzył na nią zdziwionym
wzrokiem, kiedy ta przejechała palcem po swoim zębie, a potem
wskazała na szyję.
- I.....o co Ci
chodzi? - zapytał głupkowato.
- Przekonasz się –
zanuciła i odwróciła się w stronę dwójki Ślizgonów, którzy
pokładali się ze śmiechu na podłodze.
- Zapłacicie za to
– syknęła i ruszyła w stronę wyjścia. Zakręciła tyłkiem,
przez co jej króliczy ogonek zawtórował.
- Nie
mogę...oddychać – wymamrotał Tate między salwami śmiechu.
- Nie martw
si...się, Tate. Ja też – i zanieśli się jeszcze większym
śmiechem.
__________________________________________________________
Jestem dumna z tego rozdziału. Całe 5 stron w Wordzie. Mam nadzieję, że ta sytuacja z Syriuszem i Hermioną i innymi się jako tako wyjaśniła ;) Następny rozdział powinien pojawić się do 2-3 tygodni.
czytasz=komentujesz
Uwielbiam Hermionę i Syriusza! I w ogóle wszystkich! :) Jedyne czego mi brakuje, to więcej scen z D i H! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :)
świetne :D
OdpowiedzUsuńtaaak, ja też bym chciała więcej scen z Draco i Hermioną :P
nie mogę się doczekać następnego rozdziału ♥
droga-do-milosci.blogspot.com/
Następny rozdział powinien być z takowymi scenami. W sumie to w 3/4 będzie Draco i Hermiona :) Ten rozdział najszybciej mi się pisze z dotychczasowych, więc powinien się pojawić jutro ;D
UsuńNa początku nie widziałam żadnego powiązania Hermiony ze sprawą Syriusza. Bardzo zdziwiłaś mnie tym rozwiązaniem. Bardzo podoba mi się twój blog. Jeśli możesz powiadom mnie o nn na: mionkaijejzycie.blogujaca.pl
OdpowiedzUsuńWeny :-D
Myślałam, że dało się to już wywnioskować z rozmowy Syriusza z Dumbledorem. Cieszę się, że chociaż jedną osobę udało mi się zaskoczyć :D
Usuń