niedziela, 2 czerwca 2013

IX. Prawda


Usiadł na jednej z nielicznych ławek w klasie, które były w dobrym stanie. Spojrzał na swojego kumpla, który nie zwracając uwagi na starcie kurzu, położył się na mahoniowym biurku. Tate zaczął machać nogami w powietrzu, nie bacząc na zirytowane spojrzenie Dracona. Nie wiedział, dlaczego ten oto blondyn należy do domu Slytherina i w dodatku uczestniczy w Turnieju Trójmagicznym.
- Co z nimi zrobimy? - zapytała się Hermiona po dłuższej chwili.
- Ty tu jesteś mózgiem, Miona.
- To, że myślę w porównaniu z innymi, nie oznacza, że będę za was wykonywać brudną robotę – zirytowała się. Założyła ręce na piersi i tupnęła buntowniczo nogą.
- Granger, nie bądź dzieckiem.
- Nie jestem dzieckiem!
- Ale się tak zachowujesz – powiedział Malfoy. - A teraz rusz tą swoją mózgownicą.
Prychnęła niczym rozjuszona kotka i odwróciła się w stronę dwójki nieprzytomnych Ślizgonów. Zacisnęła mocno palce na swojej różdżce i zamknęła oczy, by się lepiej skupić. Niestety nie wychodziło jej to, ponieważ irytujący Malfoy wydawał głośne westchnięcia, nie cierpliwiąc się.
- Jeszcze raz tak zrobisz, a zamienie Cię w fretkę.
- Nie odważysz się.
- Tak myślisz? - posłała mu triumfujący uśmiech. Draco siedział jak sparaliżowany, otwierając w niedowierzaniu oczy.
- Jesteście jak stare małżeństwo – powiedział Tate.
- Jesteś nienormalny! Na pewno nie! - wykrzyknęłi równocześnie.
- Widzicie? Nawet się zgadzacie – uśmiechnął się, błyskając śnieżnobiałymi zębami. Oparł się na łokciach, gdzie miał lepszy widok na zszokowane i zniesmaczone miny swoich przyjaciół.
- Bo zaraz Cię w coś zamienie – zagroziła mu różdżką.
- Lepiej ich w coś zamień, Granger – odezwał się Smok.
- Nie rozkazuj mi.
- Moglibyście przestać? Zaklęcie niedługo przestanie działać i się obudzą, a wtedy nie będzie ciekawie.
Stanęła przed Astorią i Zabinim. Po chwili wiedziała jakiego zaklęcia użyje. Jedynie się martwiła, że jej może coś nie wyjść. Dopiero w szóstej klasie będą je omawiać, a oni są w czwartej. Machnęła krótko różdżką, tak jak pisano w podręczniku, powiedziała krótką formułkę i z dumą spojrzała na swoje dzieło. Blaise miał niebieskie brwi, które ciekawie kontrastowały się z jego ciemną karnacją. Do tego wyczarowała mu kły jak u wampira w filmie o Draculi. Astoria za to miała króliczy ogonek i puchate, królicze uszy. Efekt był piorunujący. Para, która idealnie do siebie pasowała swoim dziwacznym wyglądem.
- No, no. Postarałaś się, Granger. Chociaż Zabiniemu powinnaś zrobić te uszyska. Te brwi to chyba za mało – odezwał się Malfoy tuż przy jej uchu. Odskoczyła jak oparzona, potykając się o swoje nogi.
- Mionka, nic Ci nie jest? - podbiegł do niej spanikowany Tate. Chwycił ją za ramiona i pomógł wstać. Podziękowała mu ledwym skinięciem głowy i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Jak się obudzą to dajcie mi znać jakie będą ich reakcje. A i nie mówcie, że to ja zrobiłam. Mam na razie dosyć Ślizgonów – wyszła, zatrzaskując za sobą cicho drzwi.
Ledwo dotarła do swojego łóżka w dormitorium. Położyła się delikatnie, by nie naruszyć świeżych szwów na swojej ranie wykonanej przez wilkołaka. Od wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego czuła się dobrze, do momentu aż rzuciła zaklęcie. Zakręciło jej się w głowie, więc zamknęła oczy, modląc się w duchu, żeby świat przestał się kręcić. Po kilku minutach bezczynnego leżenia wstała i udała się do łazienki. Odświeżyła się i zażyła środków nasennych i przeciwbólowych od pani Pomfrey.


-....przecież ona miała brązowe włosy, a nie blond, Lavender. Mówię Ci to nie Hermiona!
- Gadasz bzdury. Przecież to jej łóżko. To nie może być ktoś inny, zrozum! Obudź ją i chodź na śniadanie.
Usłyszała strzępki rozmowy i cichy trzask drzwi. Jęknęła cicho i przewróciła się na drugi bok, zakrywając głowę kołdrą. Po chwili poczuła rękę na niezakrytym skrawku ręki. Pisnęła i wyskoczyła z łóżka, mało co nie potykając się o buty jednej ze współlokatorek.
- Hermiona? - zapytała niepewnie Parvati, stojąc w bezpiecznej odległości od Gryfonki.
- A kto ma niby inny być? Przecież to moje łóżko – pokręciła głową w niedowierzaniu. Wie, że jej koleżanka z domu wraz z innym dziewczynami latała za Krumem, ale nie wiedziała, że to odbiło się na jej psychice.
- Lepiej idź do lustra – poradziła jej zmartwiona.
Westchnęła cicho i za poradą Parvati udała się do łazienki. Po chwili można bylo usłyszeć okrzyk zdziwienia. Jęknęła i drżącą ręką dotknęła swojego policzka. Pokręciła przecząco głową. Blond włosy opadły na jej twarz kaskadami, tworząc ochronę przed światem. W jej szmaragdowych, już niebrązowych, oczach pojawiły się łzy. Nie mogła uwierzyć, że to ona. Spojrzała jeszcze raz w lustro, mając cichą nadzieję, że to przewidzenia. Lecz nadal tam stała. Jako chuda blondynka, która urzekała swoim wyglądem. Uszczypnęła się dla pewności kilkanaście razy, zobaczyć czy to na pewno jest sen. Niestety było to realne. Poszła do dormitorium. Parvati siedziała na jej łóżku i bawiła się dłońmi. Zakłopotana rozglądała się, zgrabnie unikając Hermiony.
- Powiesz profesorowi Binnsowi, że źle się czułam? - zapytała cicho. Oparła się o framuge drzwi i skrzywiła, kiedy poczuła zimne drewno pod ciepłym ramieniem.
- Jasne. Na szczęście Lavender uważała, że wyglądasz tak samo. Czasem się ciesze, że jest taką ignorantką – uśmiechnęła się delikatnie. - Nie martw się, nikomu nie powiem. Może pójdziesz do Dumbledora? Pewnie będzie miał pomysł jak to odkręcić.
- Jesteś kochana. Dziękuje.
Gryfonka skinęła w jej stronę głową i wyszła za sobą, zostawiając rozstrzęsioną dziewczyną sam na sam z ciszą, w której jej myśli, wręcz krzyczały od nadmiaru wydarzeń.


Szła opustoszałymi korytarzami Hogwartu. Czasem mijała chłopców z Durmstrangu, którzy nie omieszkali zwracać jej uwagi na siebie. Zirytowana szła i unikała gwizdów czy wołań "Hej, piękna!". Wolała swój stary wygląd, nie blond piękność. Wolała być szarą myszką, niż dziewczyną, od której już biła pewność siebie i zdecydowanie. Wolała ukryć się za swoją burzą loków, niż czuć jak jej włosy falowały sprężyście. Odetchnęła z ulgą, kiedy podeszła do chimery, lecz po chwili wściekła na siebie i świat, zaczęła przeklinać cicho pod nosem, zapominając, że przecież nie zna hasła.
- Tak młodej damie nie wypada używać takich słów – usłyszała lodowaty głos tuż za sobą. Drgnęła lekko i zamknęła oczy, modląc się, żeby to był paskudny koszmar, który zaraz się skończy. - Minus dwadzieści punktów dla...z jakiego jesteś domu? Pierwszy raz Cię tu widzę.
Odwróciła się, napotykając oczy czarne ja węgiel. Dostrzegła w nich zdziwienie i niedowierzanie, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Po chwili znów biła z nich obojętność wraz z ironią.
- Wybuchające landrynki – powiedział do chimery, która z cichym trzaskiem zaczęła się przesuwać, ujawniając marmurowe schody. - Za mną.
Po chwili wpuścił ją do gabinetu dyrektora. Weszła wolno do pomieszczenia, rozglądając się. Pokój był owalny, cały w szafkach z książkami, które miały zapewne trzy razy tyle lat, ile ma teraz Hermiona. Pośrodku stał szklany stoliczek, na którym postawiono wazon z bukietem kwiatów, które dziewczyna pierwszy raz widziała. Przeszła po dwóch schodkach, by stanąć naprzeciw mahoniowego biurka, za którym dyrektor zawzięcie pisał na pergaminie. Całe pomieszczenie było zawalone księgami, papierami i przedmiotami, które Hermiona pierwszy raz w życiu widziała.
- Usiądź, panno Granger. Co Cię do mnie sprowadza, Severusie? - zapytał, nawet nie podnosząc wzroku znad pergaminu.
- Ta rozmowa powinna odbyć się na osobności, profesorze – powiedział chłodno i wyszedł bezszelestnie z pomieszczenia.
Zrobiło się cicho, jedynie było słychać skrobanie pióra. Hermiona rozglądała się zaintrygowana po pomieszczeniu. Stresowała się, ponieważ nie wiedziała, czy Dumbledore będzie wiedzieć co jej się przytrafiło. Bała się, bo sama nie rozumiała, co jej się nie często przydarza. Westchnęła i zaczęła się bawić palcami, które teraz w porówaniu z tamtymi, były dłuższe i zgrabniejsze.
- Nie wiem od czego zacząć, panno Granger – przerwał ciszę Dumbledore. - Zapewne użyłaś zaklęcia przemiany.
- Tak, ale nie mam pojęcia dlaczego....
- Zacznę od początku, Hermiono. Mam nadzieję, że Cię nie zanudze. To pewnie będzie dla Ciebie szok, ale nie martw się. Jesteś silna i inteligentna. Dasz radę – uśmiechnął się pokrzepiająco.



14 lutego 1979

- Dasz radę, skarbie, jeszcze troszeczkę – powiedział Syriusz. Odgarnął zbłąkany kosmyk włosów z czoła Katheriny. Uścisnął jej rękę, by dodać jej otuchy.
- Nie mogę. Syriuszu, nie dam rady – jęknęła. Łzy niespodziewanie zaczęły cieknąć jej po policzkach, kreśląc niewidzialne ścieżki na zaczerwienionych policzkach.
- Na pewno dasz – uśmiechnął się do niej. - Wyobraź sobie, że za dziesięć minut będziesz trzymała na rękach nasze dziecko. Małe, słodkie, promienne dziecko.
- Jak mały promyczek – zaśmiał się z jej porównania. Uśmiechnęła się do niego. Zmęczenie odmalowało się na jej twarzy. Chciała, żeby ból już ustał.
- Uda Ci się – pocałował knykcie jej dłoni. Spojrzał w jej oczy, w którycj błąkało się zdezorientowanie, ból i strach. Zacisnęła mocno szczęki i uścisnęła mocniej dłoń swojego męża.
- Mówiłem – odezwał się po godzinie. Trzymał w rękach córeczkę i uśmiechał się do niej. Kołysał ją w swoim żelaznym uścisku, rozkoszując się małą wielkością i aksamitną skórą.
- Ale to nie było dziesięć minut, Syriuszu – odparła zmęczonym głosem. Leżała pod białą pościelą, pijąc co chwila wodę z niebieskiego kubka. Kilka kosmyków jej blond włosów przyczepiło się do czoła, na którym lśnił pot.
- Nie zwracaj uwagi na takie szczegóły, Katherino. Twoja mamusia narzeka, moja ty piękności.
- Piękności?
- Tak, moja mała piękność. Zobaczysz, będzie taka jak ty.
- Nie wygaduj głupot. Pewnie będzie kopią Ciebie.
- Nie prawda. Po mnie będzie miała charakter, a po Tobie wygląd. Jest idealna – zaśmiał się cicho i zaczął śpiewać kołysankę.


05 kwietnia 1979

Zakapturzona postać przemierzała ciemną alejkę, omijając po drodze opustoszałe domy. Od kiedy Lord Voldemort przebywał w tej okolicy, nie widziano tu żywej duszy, która mogłaby nie być śmierciożercą. Jej kroki rozproszały się po okolicy, niczym niesione echo, zakłucające spokój i harmonię nocy. Otworzyła furtkę, która przeraźliwie zaskrzypiała i otworzyła ciężkie, drewniane drzwi.
Weszła do ciemnego holu, który był oświetlony mdłym światłem, pochodzącym od zawieszonych na bordowych ścianach świec. Ominęła połamany stolik i krzesło, po drodze spotykając jednego ze wspólników.
- Pan na Ciebie czeka – odezwał się cichym głosem i ruszył w stronę salonu.
Poszła za nim. Znalazła się w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, który całą swoją powierzchnię miał zajętą przez ogromny szklany stół, przy którym siedzieli śmierciożercy bez masek. Czarny Pan siedział na samym końcu na tle zapalonego ognia w kominku. Koło niego odpoczywała Nagini, co chwia posykując cicho.
- Usiądź, Katherino – wskazał jej dłonią krzesło naprzeciwko siebie. Bez chwili wahania wykonała jego polecenie. - Zapewne domyślasz się, co Cię do mnie sprowadza?
- Tak, Panie – odparła zdecydowanym wzrokiem.
- Urodziłaś dziecko, nieprawdaż? Isabelle, piękne imię wybrałaś. Mam nadzieję, że już się nią nacieszyłaś. Chcę, żeby wstąpiła w moje szeregi.
- Ale ona ma niecały miesiąc, Panie.
- Bella się nią zajmie.
Spojrzała zszokowana na Bellatriks. Lestrange oblizała wargi i uśmiechnęła sie cynicznie. Wiedziała, że ta psychopatka wychowa godną jej następczynie. Nie mogła dopuścić, żeby jej córka wpadła w szpony tego babsztyla.
- Panie, nie mogę ja? W końcu to moja córka. Ona potrzebuje swojej prawdziwej matki, Panie.
- Katherino, rodzina i miłość nie istnieje. Wiesz o tym – zaśmiał się. Kilkoro poszło za jego przykładem, lecz po chwili urwali, kiedy zobaczyli wzrok Voldemorta. - Zatrzymasz ją na pół roku. Od dzisiaj. Potem oddasz ją Belli, rozumiesz?
- Tak, Panie – opuściła dom, przeklinając świat, Voldemorta, ale najbardziej siebie. Za swoje decyzje, które były tragiczne dla niej w skutkach.


24 grudnia 1981

- Oddaj je w dobre ręce, proszę Albusie – powiedziała płaczliwie. Przytuliła po raz ostatni swoje córki.
- Na pewno, Katherino. Odpoczywaj – odszedł kawałek i teleportował się wraz z profesor McGonagall i dziewczynkami.
Zaniosła się głośnym płaczem. Słone łzy uparcie ciekły, paląc jej skórę. Odebrano jej miłość. Odebrano jej cały świat jaki miała. Odebrano jej męża i córki.



Siedziała osłupiała na krześle, wpatrując się z otwartymi szeroko oczami i ustami w dyrektora.
- Rozumiem, że możesz być w szoku. Syriusz Black i Katherina de La Rocque to twoi rodzice. Udałem się wraz z Tobą do sierocińca w Rosji, żeby Lord Voldemort nie mógł Cię znaleźć.
- Ale..co z moim..wyglądem?
- Jesteś metamorfomagiem. Kiedy wyobraziłaś siebie jako Hermionę Granger rzuciłem zaklęcie utrzymujące. Wczorajsze natomiast, rzucone przez Ciebie zlikwidowało je. Musiało się zapewne odbić od czegoś lub kogoś – spojrzał na nią znad okularów połówek.
- Czyli..ja..tak naprawdę...tak wyglądam? - wyjąkała przerażona.
- Oczywiście, że tak.
- Czy mógłby mnie pan przemienić, no w...tamtą osobę?
- To jest bardzo potężne zaklęcie. Osłabiło mnie ono na kilka miesięcy, Hermiono. Zastanów się na razie, a później powiesz mi jaką decyzję podjęłaś. Czy chcesz być Hermioną Granger czy Isabelle Black.Ach, zapomniałem wspomnieć, że nie potrzebna Ci kolejna Ceremonia Przydziału. Charakter nadal masz ten sam – uśmiechnął się do niej, by dodać odrobiny otuchy w tej trudnej sytuacji.
- Dobrze, ale jak zareagują inni?
- Na pewno będą zszokowani jak ty w tej chwili – odparł.
- Ja...najlepiej będzie jak już pójdę – odezwała się i niepewnie wstała. Ruszyła w stronę drzwi. Trzymała rękę na klamce, kiedy odezwał się Dumbledore:
- Najlepiej mówić prawdę, Isabelle.
Wzdrygnęła się kiedy usłyszała swoje prawdziwe imię. Nie mogła uwierzyć. Całe jej życie było wielkim kłamstwem. Już Grangerowie nie byli dla niej rodzicami. Już nie wiedziała kim jest. Z jednej strony cieszyła się, że odkryła prawdę o swoim życiu. Z drugiej jednak te informacje zaburzyły harmonię. Jej myśli szalały niczym burza i nie zwracała uwagi dokąd idzie. Jedynie chciała pobyć przez chwilę w ustronnym miejscu, by przeczekać, uspokoić się. Przeszła obok Wielkiej Sali, gdzie trwał obiad i wyszła na zewnątrz. Przebiegła marmurowymi schodami i skierowała się naokoło zamku. Usiadła na ławeczce, która znajdowała się w ustronnym miejscu, osłonięta przez drzewa i krzewy, które gubiły liście. Schowała twarz w dłoniach i zaniosła się szlochem.



Po wyjściu Hermiony odczekali pięć minut, siedząc w ciszy. Najpierw obudził się Blaise, który nie kontaktował i nie wiedział co robi w tym miejscu. Jedynie czuł, że jest coś nie tak z jego zębami. Po chwili obudziła się jedna z Greengrass, która nie mogła usiedzieć w miejscu. Spojrzeli na siebie i oprzytomnieli w ułamku sekundy. Ciszę przerwały śmiechy Tate'a i Dracona, którzy nie mogli już wytrzymać.
- Nie mam takich brwi jak Zabini, prawda? - pisnęła przerażona.
- Jakie ja mam brwi? Ty masz królicze uszy! - wrzasnął na wpół przerażony, na wpół rozśmieszony.
- Słucham?! Przestań się ze mnie śmiać! - krzyknęła oburzona. Po chwili jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony, kiedy dojrzała zęby Blaise'a. - A zgadnij co jest z tobą nie tak, Diabełku?
Chłopak oprzytomniał w ułamku sekundy. Patrzył na nią zdziwionym wzrokiem, kiedy ta przejechała palcem po swoim zębie, a potem wskazała na szyję.
- I.....o co Ci chodzi? - zapytał głupkowato.
- Przekonasz się – zanuciła i odwróciła się w stronę dwójki Ślizgonów, którzy pokładali się ze śmiechu na podłodze.
- Zapłacicie za to – syknęła i ruszyła w stronę wyjścia. Zakręciła tyłkiem, przez co jej króliczy ogonek zawtórował.
- Nie mogę...oddychać – wymamrotał Tate między salwami śmiechu.
- Nie martw si...się, Tate. Ja też – i zanieśli się jeszcze większym śmiechem.
__________________________________________________________
Jestem dumna z tego rozdziału. Całe 5 stron w Wordzie. Mam nadzieję, że ta sytuacja z Syriuszem i Hermioną i innymi się jako tako wyjaśniła ;) Następny rozdział powinien pojawić się do 2-3 tygodni.
czytasz=komentujesz

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam Hermionę i Syriusza! I w ogóle wszystkich! :) Jedyne czego mi brakuje, to więcej scen z D i H! :)
    Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne :D
    taaak, ja też bym chciała więcej scen z Draco i Hermioną :P
    nie mogę się doczekać następnego rozdziału ♥
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział powinien być z takowymi scenami. W sumie to w 3/4 będzie Draco i Hermiona :) Ten rozdział najszybciej mi się pisze z dotychczasowych, więc powinien się pojawić jutro ;D

      Usuń
  3. Na początku nie widziałam żadnego powiązania Hermiony ze sprawą Syriusza. Bardzo zdziwiłaś mnie tym rozwiązaniem. Bardzo podoba mi się twój blog. Jeśli możesz powiadom mnie o nn na: mionkaijejzycie.blogujaca.pl

    Weny :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że dało się to już wywnioskować z rozmowy Syriusza z Dumbledorem. Cieszę się, że chociaż jedną osobę udało mi się zaskoczyć :D

      Usuń