niedziela, 24 marca 2013

IV. Hogwart, Tate Langdon i przyjaźń


Wydarzenia z dnia Mistrzostw Quidditcha nie schodziły z pierwszych stron gazet. U niektórych Mroczny Znak wywoływał strach przed powrotem Sami-Wiecie-Kogo. Pozostali uważali to za durny żart młodych czarodzei, którzy z nudów postanowili się zabawić, siejąc u ludzi panike.
Różdżka Harry'ego została odnaleziona tuż po wystrzeleniu znaku na niebo. Niestety wykorzystano do tego czynu jego własność. Na szczęście lub nieszczęście została oskarżona o to skrzatka – Mrużka. Z niesmakiem i radością oglądałam jak jej właściciel wręcza kawałek brudnego ubrania. Z jednej strony mogła znaleźć lepszą rodzine, u której mogłaby pracować, lecz dla skrzata to oznacza hańbę.
Pod koniec sierpnia sprawa ucichła i prasa znalazła inny temat – morderstwo jednego czarodzieja czystej krwi, szefa Departamentu Ds. Nielegalnego Używania Czarów, Arnolda Beckleya. Ucieszka Syriusza Blacka, Mroczny Znak oraz morderstwo idealnie wpasowały się w pogode. Za oknem od kilku dni można było zobaczyć czarne chmury i krople deszczu uderzające co jakiś czas o szyby domu. Przygnębienie udzielało się niczym obecność dementora obok.
Westchnęłam cicho przypatrując się temu szaremu widoku za oknem. I pomyśleć, że już koniec wakacji i początek roku szkolnego. Dla uczniów może to oznaczać tylko jedno – wczesne wstawanie, fizyczna obecność na zajęciach, odpisywanie zadań i zarabianie szlabanów. Ron i Harry idealnie pasowali do tego schematu. Ostatni raz spojrzałam na pojedyncze krople, przypominające łzy i ruszyłam spakować kufer.


Peron 9 i 3/4 tętnił życiem jak każdego pierwszego września. Pierwszoroczni, którzy podekscytowani najbliższym rokiem w Hogwarcie, pędzili w stronę wagonów, robiąc zamieszanie. Starsi uczniowie szukali swoich przyjaciół i opowiadali jak minęły im wakacje oraz co sądzą o ostatnich wydarzeniach. Razem z Weasley'ami i Harrym ruszyłam do jednego z przedziałów.
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny – parksnęłam śmiechem. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, kiedy uporał się wsadzeniem kufra na górną półkę.
- Wiesz, że jest 10 rano, prawda? - kiwnął głową. – Śniadanie było godzinę temu, a wózek ze słodyczami będzie za jakieś 4 godziny.
- Przecież ja tyle nie wytrzymam. Nie słyszycie jak burczy mi w brzuchu? - jak na zawołanie jego brzuch wydał dźwięk, domagający się jedzenia. Nagle drzwi przedziału rozsunęły się, ukazując wysokiego blondwłosego ślizgona.
- Czego, Malfoy? - warknął Potter w strone Dracona. Chłopak uśmiechnął się szyderczo i spojrzał z pogardą w moją strone.
- Jak tam drużyno szlamowatych dziwadeł? Wiecie już co będzie w tym roku w Hogwarcie?
- Zamknij się, Malfoy i spadaj stąd – twarz Rona przybrała kolor jego włosów. Ze złości co chwila zaciskał pięści.
- Czyli nie wiecie? - zaśmiał się kpiąco ślizgon. - Weasley, twój ojciec i brat pracują w Ministerstwie i nie wiesz? Na serio mają tak niskie posady, że nikt im niczego nie mówi.
- Wynoś się stąd. Nikt nie chce oglądać twojej ohydnej twarzy, Malfoy – powiedziałam, ignorując ostrzegawcze spojrzenia Harry'ego.
- Uważaj Granger. W tym roku dużo może się wydarzyć – uśmiechnął się z pogardą i wyszedł, trzaskając drzwiami.


- Idziesz? - Harry stał w progu przedziału, trzymając w dłoni swój kufer oraz klatkę z Hedwigą. Z niecierpliwością przytuptywał jakiś nieznany mi rytm nogami. Westchnęłam tylko i zagłębiłam się dalej w poszukiwania.
- Nie mogę jej znaleźć. Idź już. Dogonie was.
- Na pewno?
- Idź! I tak mi nie pomagasz! - warknęłam wściekła. Uciekł przed moim wzrokiem, który w tym momencie potrafił ciskać błyskawice. Kucnęłam pod siedzeniami, przeczesując panujący tam brud. Kurz, puste butelki, papierki po słodyczach. Powinni tu choć raz w roku posprzątać. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Wstając uderzyłam się w głowę, wynikiem czego wróciłam na ziemię, tym razem masując się w poszkodowanym miejscu. Zaklęłam siarczyście. Nie ma co! Idealne rozpoczęcie roku. Bez różdżki do tego z guzem na głowie. Nawet nie zauważyłam, kiedy w przedziale pojawił się wysoki blondyn. Stał w cieniu, co uniemożliwiało mi zauważenie go.
- Pomóc Ci? - jego głos był delikatny, lecz głęboki. Westchnęłam tylko z irytacją, próbując wstać. Chłopak podał mi rękę i pociągnął w swoją stronę. Z powodu uderzenia zakręciło mi się w głowie, przez co wylądowałam w jego ramionach.
- Przepraszam – mruknęłam zawstydzona, nadal masując obolałe miejsce. Skrzywiłam się, kiedy wyczułam pojawiającą się wypukłość.
- Nie szkodzi. Szukasz czegoś?
- Różdżki.
- Lumos. Twoja? trzymał w dłoni przedmiot, którego tak zaciekle szukałam. W końcu mogłam mu się przyjrzeć. Ciemny blondyn z poskręcanymi włosami w loczki, idealnie podkreślały jego kości policzkowe. Pełne usta, układające się w uśmiech, ukazywały śnieżnobiałe, proste zęby. Wpatrywał się we mnie czarnymi oczyma, w których dostrzegłam błyski rozbawienia. Były niczym rozgwieżdżone niebo. Jęknęłam w duchu na ten widok.
- Dzięki. Nigdy nie zdarzyło mi się jej zgubić – podziękowałam mu i uśmiechnęłam się delikatnie. - Jestem Hermiona Granger.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Tate Langdon – ucałował moją rękę, niczym prawdziwy dżentelmen. Moje policzki zapłonęły, kiedy swoimi ustami dotknął moją skórę. Zawstydzona odwróciłam się, uprzednio biorąc od niego różdżkę. Wzięłam kufer do ręki oraz klatkę z Krzywołapem do drugiej. 
- Pomogę Ci – zabrał mój bagaż i przytrzymał mi drzwi. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, na co jego oczy zabłyszczały jeszcze bardziej.


Przystanek Hogsmeade powitał mnie porywistym wiatrem, który ciskał krople deszczu na moją twarz. Opatuliłam się szczelniej szatą, przeklinając się w myślach za nie założenie czegoś cieplejszego. Na peronie zostało kilku uczniów Hogwartu, w tym Harry i Ron. Uśmiechnęłam się w ich stronę, choć wiedziałam, że tego nie dostrzegli. Zapominając o Tacie, niosącym mój kufer, ruszyłam w stronę przyjaciół.
- Znalazłaś? - zapytał się Harry, zauważając moją obecność. Wściekła Hedwiga pohukiwała w klatce, próbując ochronić się przed deszczem. Wrogo patrzyła się w stronę swojego właściciela za bezczynne stanie, niż zabranie jej w suche miejsce.
- Może załóż jakąś bluze na klatke. Sowy nie lubią być mokre – odezwał się Tate, przypominając mi o swojej obecności. Chłopcy spojrzeli zdziwieni w jego stronę, próbując odgadnąć z jakiego domu jest.
- To jest Tate Langdon. Ten rudy to Ron Weasley, a ten to Harry Potter.
- Tate Langdon, miło mi – podał im rękę. Na nasze szczęście zachowywał się normalnie w obecności okularnika. Żadnego niedowierzania, patrzenia się z fascynacją lub współczuciem w jego stronę. Uśmiechnęłam się na widok powozu, który miał nas zabrać do ciepłego i suchego Hogwartu.


- Witajcie w nowym roku szkolnym! Przypominam, iż nie wolno wchodzić do Zakazanego Lasu. Pierwszoroczni oraz drugoklasiści nie mogą wychodzić do Hogsmeade. Cisza nocna zaczyna się o 22, a kończy o 6 rano. A teraz koniec z formalnościami, czeka was niesamowita niespodzianka! - uśmiechnął się Dumbledore w stronę uczniów, rozpościerając ręce. - Zapewne niektórzy już o tym wiedzą, ale ja oficjalnie i z przyjemnością ogłaszam, iż w tym roku w Hogwarcie odbędzie się Turniej Trójmagiczny!
Na ostatnie słowa dyrektora w Wielkiej Sali zaszumiało. Uczniowie z niedowierzaniem wpatrywali się w niego, nie wierząc własnym uszom. Odwróciłam się w stronę Harry'ego i Rona. 
- Zabije Percy'ego. No, zabije – syknął obserwując niebo nad nami. 
- Co to Turniej Trójmagiczny? - okularnik zbytnio nie wiedział o co chodzi.
- Później Ci powiem, dobrze? - chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz Dumbledore uciszył sale, w celu dokończenia swojej przemowy.
- Uczniowe Beuxbatons oraz Durmstrangu przybędą na początku października. Mam nadzieję, że jako uczniowie oraz gospodarze przywitacie ich ciepło w Hogwarcie. I lepiej nie róbcie im żartów – spojrzał wymownie w stronę Georga i Freda. - I na koniec chce wam przedstawić naszego nowego ucznia, Tate'a Langdona, który trafił do Slytherinu. A teraz smacznego!
Na stołach pojawiły się potrawy, których sam widok przyprawiał o ślinkę. Na sam widok Rona wypchanego kurczakiem, ziemniakami i sałatką głód minął, tak jak się pojawił. Na moim talerzu nie pojawiło się nic do momentu przyjścia Cedrika do naszego stołu. Dziewczyny naokoło mnie poprawiały swoje włosy, sprawdzały czy mają coś między zębami i szybko przypudrowywały nosy. Prychnęłam tylko i napiłam się soku dyniowego.
- Czemu nie jesz? - usiadł koło mnie, na co kilka Gryfonek burknęło z oburzeniem lub westchnęło z rozczarowaniem.
- Nie jestem głodna – Ron miał minę jakby dostał gumochłonem prosto w twarz. Patrzył z niedowierzaniem na postać Diggory'ego, myśląc zapewne skąd on do licha się tu wziął. Zmęczona wpatrywałam się w przeciwległą ścianę. Marzyłam o ciepłej kąpieli i jak najszybszym dotarciu do ciepłego łóżka. Miałam gdzieś tych wszystkich ludzi, Turnieju Trójmagicznego i wściekłego Weasley'a, który zapewne zrobi mi awanture jutro rano. Spojrzałam na Puchona, który wziął najbliższy miskę z potrawą i zaczął nakładać na talerz. Na MÓJ talerz.
- Co ty robisz? - warknęłam w jego stronę.
- Nic nie jadłaś, więc przyszedłem Ci pomóc.
- W nakładaniu jedzenia?
- Tak. A jak będzie trzeba to Cię jeszcze nakarmię – uśmiechnął się w moją stronę. Westchnęłam tylko i zabrałam się do jedzenia. Wiele dziewczyn patrzyło na tą sytuację z zazdrością. Na pewno jutro będą plotki, że Hermiona Granger jest z Cedrikem Diggory.


Pogoda nie zmieniła się w ciągu weekendu. Za oknem można było zobaczyć ciemne chmury, które zwiastowały zaciekle uderzający deszcz w okna szkolnego zamku. Ponury nastrój udzielił się uczniom, jak i nauczycielom. Już na pierwszej lekcji z transmutacji Slytherin zyskał 20 punktów, z czego stracił 15. Ku zdziwieniu innych nie zgłaszałam się do odpowiedzi, ani pilnie nie notowałam.
- Może coś zjesz? - zmartwiony Harry odstawił torbę na podłogę.
- Nic nie chce.
- Miona, kiedy ostatnio jadłaś? W piątek? - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na stół Ślizgonów. Dojrzałam Tate'a, który rozmawiał z Malfoy'em jak ze starym kumplem. A myślałam, że jest inny. Chłopak odwrócił się w moją stronę, zapewne czując mój wzrok na sobie. Podniosłam rękę, by zakryć moje rumieńce włosami, przewracając kielich z sokiem.
- Hermiona, co się z tobą dzieje? Odkąd się rok szkolny zaczął zachowujesz się dziwnie.
- A jak myślisz dlaczego? 
- Jeżeli chodzi o Rona .. - zająknął się. Nie zwracając na niego uwagi, ani na nawet nie zaczęty posiłek wyszłam z sali i ruszyłam w stronę schodów. Przechadzałam po korytarzach Hogwartu, które mi się w ostatnim czasie śniły. Takie same, ale jednak inne. Myślałam, że sen zniknie tak jak się pojawił. Jednak nie. Po mistrzostwach się nasilił, czym mój czas na odpoczynek w krainie Morfeusza skrócił się. Do tego ta pogoda! Przez to chodziłam, niczym tykająca bomba, która czeka na stosowny moment, by wybuchnąć. 
Przystanęłam, by odetchnąć po tak długim marszu. Spojrzałam na plan zajęć. Cholera, eliksiry ze Ślizgonami. Sprawdziłam godzinę i zaklęłam siarczyście, na co kilka portretów z oburzeniem wymalowanym na twarzy wpatrywało się we mnie.
- A wy na co się tak gapicie? Nie macie czegoś innego do roboty?
- Dorosła kobieta taka jak ty, powinna inaczej się wyrażać – warknął czarodziej ubrany w strój jeździecki, przypominający raczek kostium na bal przebierańców. 
- A odwal się.
Ruszyłam pędem w stronę lochów. Jak nic Snape mnie zabije. Pierwsze zajęcia w tym roku, a ja już się spóźniam. Wpadłam do gabinetu po drodze potykając się o własne buty.
- Ach, panna Granger – uśmiechnął się kpiąco nauczyciel eliksirów. - Minus 20 za spóźnienie. Siadaj do Malfoya. I bez gadania, chyba że chcesz stracić więcej punktów.
Zrezygnowana usiadłam koło Ślizgona i zaczęłam przepisywać notatki z tablicy na temat eliksiru emocjonalnego.
- Co już zrobiłeś, Malfoy?
- 1/4 eliksiru. Lepiej się rusz. Sam tego nie będę robił, szlamo! - westchnęłam tylko i wzięłam nóż do rąk. Zdziwiony moim zachowaniem przestał mieszać w kociołku, przez co eliksir wylądował na przodzie jego szaty i moich włosach.
- I co ty zrobiłeś, Malfoy? - syknęłam wściekła na niego i spojrzałam na swoje włosy.
- Ja? Nic nie zrobiłem.
- No, tak. Tylko przestałeś mieszać, ty tępy ośle.
- Granger, minus 20 za słownictwo – znikąd pojawił się Snape. Spojrzał krytycznie na nas i eliksir. Jak nic od razu zarobiłabym o 5 razy więcej punktów za złe przyrządzenie, ale w parze ze mną był Ślizgon. - Nie musicie robić eliksiru. Za to napiszecie na 1 rolkę pergaminu esej na temat właściwości i skutków złego uwarzenia. Na jutro, Granger – uśmiechnął się z satysfakcją i jednym machnięciem różdżki pozbył się mazi z kociołka oraz mnie i Malfoya.


Wściekła po zajęciach ruszyłam do Pokoju Wspólnego z zamiarem napisania nieszczęsnego wypracowania dla nietoperza. Na moje nieszczęście spotkałam Rona przy wejściu do Wielkiej Sali. Próbowałam przejść niezauważalnie, modląc się w duchu, by dał mi spokój, lecz nikt nie był skory do wysłuchania mojej modlitwy.
- Hermiona! Miona – odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Rona. Rozmowy naokoło przycichły, próbując wyłapać choć trochę informacji, by mieć o czym plotkować.
- Tylko przyjaciele mogą tak do mnie mówić – syknęłam. Stanął, jakby oblano go kubłem lodowatej wody. Teraz wokół panowała cisza. Nikt się nie odzywał, nie oddychał, by niczego nie przegapić.
- Mionka, ja .. znaczy Hermiona, naprawdę ja … nie chciałem tamtego, ja … - z nerwów zrobił się cały czerwony na twarzy. 
- Nie, Ron. Ty chciałeś – gdyby moje spojrzenie mogło zabić, już dawno na posadzce leżałby martwy. - Na co się tak gapicie? Nie macie własnych problemów? - warknęłam w stronę widowni. Jak na komende ruszyli w stronę Wielkiej Sali lub swoich Pokoi Wspólnych. Tylko nieliczni powrócili do swoich rozmów. Spojrzałam pogardliwym spojrzeniem na Rona, przy okazji obrzucając wzrokiem hol. Natrafiłam na ciemne, niczym węgiel oczy Langdona, który wpatrywał się we mnie z intensywnością. Stał wśród swoich adoratorek, które dość szybko znalazły nowy obiekt westchnień. Ruszyłam schodami na górę, błagając, by ten dzień się w końcu skończył.


Ku mojemu zdziwieniu wtorek powitał mnie promieniami słońca, które chciało w końcu wyjść zza kurtyny ciężkich chmur. Nastrój od razu się polepszył, kiedy ciemne fale zniknęły z nieba, dając więcej miejsca słońcu. Uśmiechnięta uczesałam włosy w warkocza i ruszyłam na śniadanie. Nie zwracałam uwagi na szepczące dziewczyny, które patrzyły na mnie z politowaniem. Plotki niczym błyskawica pojawiały się i znikały. Zapewne jutro znajdzie się inny obiekt do obgadywania. Niezrażona weszłam do Wielkiej Sali i usiadłam przy stole Gryfindoru.
- Hej, możemy pogadać? - ledwo posmarowałam tost dżemem, pojawił się Tate. 
- Jasne – zdziwiona, wskazałam mu by usiadł koło mnie. Rozglądnął się i pokręcił głową. Wiedziałam o co mu chodzi. Za dużo ludzi się w nas wpatrywało z zainteresowaniem. Jakby nie mieli ciekawszych rzeczy do roboty.
Ruszyłam za blondynem, uprzednio biorąc do rąk niedojedzonego tosta i torbę. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie promienie słońca nadrabiały chłodny dotyk wiatru. Chłopak ruszył w stronę murku, by po chwili na nim usiąść.
- To o czym chciałeś pogadać?
_________________________________________
Nowa postać to niestety nie wytwór mojej wyobraźni. Tate Langdon został ściągnięty z 1 sezonu serialu American Horror Story. Oczywiście nie będzie tutaj psychopatą. Chyba ;) Może to się wam nie spodobać, ale lubie wplatywać inne postaci z różnych filmów, książek, czy seriali. Jest to  taki chaos w schemacie. Na razie nie będzie nowych postaci, ale na pewno jakieś się pojawią za kilka rozdziałów. 
Zapraszam do komentowania! ;)

3 komentarze:

  1. świetny rozdział! super że pojawiła się nowa postać oraz że rozwija się przyjaźń z Cedrikiem :) szkoda że skończyłaś w takim momencie ;< może rozdział pojawi się szybciej, hmm? *.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ;d myślałam, że ta postać nie będzie tu pasować, ale jednak się udało! :) Przez egzaminy i terminy sprawdzianów ledwo napisałam ten rozdział -,- na szczęście będzie teraz kawałek wolnego, więc można się spodziewać o wiele dłuższego rozdziału ;)

      Usuń
  2. Rozdział jest cudowny! Tate szarmancki, Cedrik sympatyczny :) Bardzo mi się podoba twój styl pisania ^^

    OdpowiedzUsuń