niedziela, 17 marca 2013

III. Mroczny Znak


Nie wiedziałam co robić. Chciałam odejść, ale moje stopy odmówiły posłuszeństwa. Cedrik zwyczajnym krokiem podszedł do konaru drzewa, na którym przed chwilą siedziałam i usiadł. Spojrzał w drugą stronę, obserwując leśne zwierzęta, więc mogłam przez chwilę mu się przypatrzeć. Wystające kości policzkowe, opadająca grzywka na oczy i hipnotyzujące spojrzenie. Budową ciała też nie grzeszył. Już wiem dlaczego większość płci pięknej w Hogwarcie tak za nim wzdycha. Odwrócił się w moją stronę, jakby wyczujwając mój badawczy wzrok. Oblałam się rumieńcem i spojrzałam w niebo.
- Jesteś przyjaciółką Pottera, prawda? - zapytał, chwytając pobliską szyszke. Wodził po niej palcami, badając jej strukturę. Stałam zamyślona, nie wiedząc co robić. W głowie miałam tylko jedno pytanie – skąd on wiedział, że tu jestem?
- Tak. Po co Ci ta informacja? - odparłam.
- Tak się pytam. Pewnie to fajne uczucie mieć przyjaciółkę – westchnął, łamiąc przedmiot w dłoni.
- Dalej nie rozumiem – prychnął rozbawiony i spojrzał się na mnie.
- Jesteś dziewczyną. W dodatku jesteś przyjaciółką chłopaka, nie dziewczyną.
- Do czego zmierzasz?
- Na przykład masz problem z chłopakiem, który Ci się podoba, nie wiesz jak do niego zagadać i tak dalej. Możesz pójść z tym do Pottera i on spojrzy na to z innego punktu. I na odwrót. On może przyjść do Ciebie. Teraz rozumiesz? - rzucił połówke szyszki w stronę wiewórki. Ta, widząc lecący w nią przedmiot, uciekła na najbliższe drzewo.
- I co w związku z tym? - spojrzałam na niego, czekając na odpowiedź. Wzruszył ramionami i uciekł wzrokiem.
- Pewnie wiesz o tym, że jestem uważany za przystojnego, słodkiego, mądrego ciacha w szkole – skrzywił się na myśl o jego adoratorkach. - Chciałbym pogadać czasem z dziewczyną jako kolega-koleżanka, a nie chłopak-dziewczyna. Pewnie Cię tym zanudzam, prawda?
- Nie, ale zastanawiam się, dlaczego mi to mówisz.
- Przyjaźnisz się z chłopakami, jesteś mądra, nie przejmujesz się szczeniackimi flirtami. Jesteś idealna jako przyjaciółka. Nie obraź się, na pewno znajdziesz jakiegoś chłopaka, ale ty umiesz wysłuchać drugiej osoby w potrzebie, dać zapewne dobrą rade, a nie przyssać się do ust najbliższego przystojnego faceta – zatkało mnie. Cedrik Diggory ot tak otworzył się przede mną nawet mnie nie znając.
- Schlebiasz mi. Naprawdę – dodałam, kiedy otwierał usta, by mi odpowiedzieć. - Oczekujesz, że się z Tobą zaprzyjaźnie?
- Chciałbym pogadać choć raz z kimś, kto nie myśli o quidditchu, która dziewczyna ma lepsze ciało i tak dalej. Jestem jedynakiem, ojciec tylko chwali się moimi osiągnięciami, matka uważa mnie za pięciolatka. O tym ostatnim zapomnij! - dodał zszokowany swoimi wyznaniami. Ja tylko zaczęłam się śmiać. Cedrik Diggory to ukochany syneczek mamusi!
- Kołysanki też Ci śpiewa na dobranoc? - ten tylko spojrzał na mnie wzrokiem godnym bazyliszka. Pomału uspokajałam się po swoim wybuchu śmiechu. - Dobra, już nic nie mówie. Lepiej wracajmy.
Ruszyliśmy w stronę pola namiotowego co chwila wybuchając śmiechem, kiedy opowiadał mi o swoich wpadkach. Kiedy powiedział, że McGonagall to stara ropucha, która nie wie co tą są maseczki przeciwzmarszczkowe, czy to kiedy rzucał żartami na temat wzrostu Flitwicka. Nauczyciele tak się na niego zdenerwowali, że kazali mu napisać eseje na 3 rolki pergaminu na temat Jak być idiotą, nie obrażając innych oraz wyczyścić sowiarnie. Bez pomocy różdżki.
- Hej, ty płaczesz!
- Jak mam nie płakać? Przecież sowiarnii nie da się wyczyścić bez różdżki – powiedziałam między napadami śmiechu. Przy tym chłopaku niedługo będę mieć kaloryfer na brzuchu, mimo że rozmawiam z nim pierwszy raz.
- Lepiej nie wyobrażaj mnie całego w ptasich kupach – rzucił do mnie, obserwując moją reakcje na tą wiadomość. Stanęłam w miejscu, przetwarzając ją w mojej głowie, kiedy ten niespodziewanie mnie podniósł i zaniósł do namiotu chłopaków.
Kiedy mnie postawił na ziemi poczułam na sobie palący wzrok. Odwróciłam się stojąc twarzą w twarz z Ronaldem Weasley'em, który nie był zbyt radosny. Jego twarz przybrała odcień jego włosów, a ręce zaciskał w pięści. Pod jego okiem pulsowała żyłka, która powinna już dawno wybuchnąć. Harry widząc tą sytuacje, wziął mnie i Rona pod ręke i wyprowadził z namiotu, zostawiając oszołomionych Weasley'ów i Cedrika. Przystanęliśmy pięć metrów od namiotu w cieniu drzewa, gdzie nikt nas nie mógł podsłuchać.
- Co ty z nim robiłaś? Chłopaka sobie nowego znalazłaś? A może on Cię omamił? Wiesz ile on miał dziewczyn w Hogwarcie? - warknął do mnie chłopak, ciskając błyskawice.
- Ron, daj spokój. Przecież Hermiona może się przyjaźnić z kim zechce – okularnik stanął w mojej obronie. Spojrzałam na niego z ulgą i podziękowaniem za obrone. Ten tylko stał i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Jak mam dać spokój? Przecież to Diggory! Każdą omami.
- Ronaldzie Weasley, czyli uważasz, że jestem każdą, którą da się szybko omamić? - role się zmieniły. Tym razem ja byłam w bojowym nastroju, natomiast rudzielec stał zszokowany.
- Ja … nie, no co ty Mionka....ja tylko.... - jąkał się, unikając mojego morderczego wzroku. Spojrzał na Harry'ego z prośbą o pomoc.
- Hermiona, uspokój się. Wiesz, że Ron nie miał tego na myśli. Martwimy się o Ciebie. Jesteś dla nas jak siostra – podszedł i przytulił mnie.
- Wiem Harry – mruknęłam.
- Przynajmniej dla mnie – wyszeptał mi do ucha i spojrzał znacząco. Odwrócił się i poszedł w stronę namiotu.
- Miona, ja …
- Nie mam ochoty Cię słuchać, Ronaldzie – powiedziałam lodowato. Wzdrygnął się, słysząc pełne imię, które wypłynęło z moich ust. Wiedział, że kiedy jestem zła nie mówie zdrobniale. Biorąc przykład z Harry'ego poszłam w stonę naszego tymczasowego noclegu.


Mecz Irlandia-Bułgaria wywołała skrajne emocje u kibiców. Większość czarodzei obstawiała Irlandczyków, co nie spodobało się fanom Bułgarii. Co chwila można było usłyszeć kłótnie, wypowiadane zaklęcia i ludzi z Ministerstwa Magii, którzy mieli dość mistrzostw, które nawet się nie zaczęły. Zgorszona ich zachowaniem próbowałam przeczytać rozdział na temat transmutacji rzeczy materialnych, gdy rodzina Weasley'ów wróciła z zakupów pamiątek.
- Patrz co kupiłem! - zawołał uradowany Ron. Nie zrażony naszą dzisiejszą kłótnią, moją wściekła miną i fochem, biegł ku mnie. Ręką przytrzymywał kapelusz w barwy Irlandii i koniczy, by mu nie spadł, a w drugiej trzymał jakiś przedmiot. Po chwili na stoliku obok mnie przechadzała się zmniejszona kopia szukającego Bułgarii, Wiktora Kruma.
- Herm, mamy coś dla Ciebie – Harry podał mi przedmiot podobny do lornetki, ale paroma szczegółami się różnił od tej zwykłej. Spojrzał z politowaniem na Rona, który wpatrywał się z zachwytem w figurke.
- Omnikulary! Dziękuje, Harry! - przytuliłam okularnika, który odwzajemnił mój uścisk.
Uradowana usiadłam na miejsce, przyglądając się mojemu prezentowi. Reszta wykłócała się, który zawodnik jest najlepszy i kto ma szanse wygrać. Nie wiem co jest takiego interesującego w tym sporcie, toteż zaczytałam się w książce do transmutacji.
Nie wiedziałam ile czasu minęło odkąd wzięłam do rąk „Transmutacje Średnio Zaawansowaną: rzeczy materialne”. Dopiero wypowiedzenie zdania ”Już czas!” przez pana Weasley'a przywróciło mnie do rzeczywistości. Ubrałam zakupiony dla mnie przez Ginny szalik w barwach Irlandii i ruszyłam za podekscytowanym tłumem rudzielców.
- Podekscytowana? - znikąd pojawił się koło mnie Cedrik. Prychnęłam tylko, co skwitował uniesieniem brwi.
- Nie lubię quidditcha. Jeszcze Ron nawija o tym bezmózgim, idiotycznym, gburowatym Kru..- zakrył mi usta dłonią i rozejrzał się, czy nikt nie usłyszał mojej wypowiedzi.
- Nie wypowiadaj się na temat quidditcha, a zwłaszcza zawodników – prychnęłam jak rozjuszona kotka. - Chcesz jeszcze dożyć do swoich siedemnastych urodzin?
- Oczywiście, że tak – powiedziałam oburzona, wyrywając się z Cedrikowi.
- To mnie lepiej posłuchaj – uśmiechnął się.
Obrażona ruszyłam w stronę Ginny, która kłóciła się zaciekle z Percy'm. Ty tego nie rozumiesz. Qudditch to świętość, Hermiono! To najgłupsza rzecz na świecie. Lata się tylko za jakimś zniczem i rzuca się kaflami. Tu nie ma niczego ciekawego. To TYLKO sport.


Szłam korytarzami Hogwartu.
Znów w nocy.
Znów w lochach.
Znów w Pokoju Wspólnym Slytherinu.
Znów w dormitorium.
Widziałam Draco Malfoya.
Znów strach na jego twarzy.
Znów obrzydzenie.
Obudziłam się zlana potem, nie wiedząc co się dzieje. Słyszałam krzyki i tupot tysiąca nóg. Nagle do namiotu wtargnął pan Weasley, który opanowany zaczął wszystkich budzić.
- Wstawać. Wszyscy! Ron, zostaw to i uciekaj! Migiem!
W pośpiechu ruszyliśmy w stronę wyjścia, zakładając na piżdżamy płaszcze.
- Ron, rusz się! - warknęłam, kiedy wpadłam na niego przed namiotem.
- To jest obrzydliwe... to przecież...- wyjąkał. Spojrzałam w tym samym kierunku co on i zamarłam. Grupka czarodzei w maskach szła, utrzymując nad sobą rodzinę mugoli.
Śmierciożercy.
Po drodze podpalali namioty, śmiejąc się ze swoich więźniów.
- Uciekać w stronę lasu! Już! - najstarsi z Weasley'ów wybiegli z namiotu, by uratować niewinnych ludzi. Na naszą reakcje, nie trzeba było czekać. Po chwili tłum rozdzielił bliźniaków i Ginny od nas. W lesie mieliśmy utrudnienie w postaci drzew i co najgorsze, wystających korzeni. Usłyszeliśmy krzyk bólu i wiązanke przekleństw.
- Lumos – szepnęłam. Oświetliłam ziemię, na której leżał rudzielec masując sobie kostkę.
- Potknąłem się – burknął, próbując wstać.
- Jak ma się takie stopy, to nic dziwnego Weasley. A może buty po braciach już całkiem się zepsuły, Wieprzlej? - zamarliśmy. Obok nas stał oparty o drzewo Draco Malfoy, patrząc w naszą stronę z pogardą.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Nie odzywaj się tak, szlamo. Chyba, że chcesz skończyć jak oni – rzucił i spojrzał na ludzi z Ministerwstwa Magii, ratujących rodzine mugoli.
- Ona jest czarownicą Malfoy. Nie mugolem – opdarł chłodno Harry. Pomógł Ronowi wstać i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. Na jego twarzy przemknął cień przerażenia, który zaraz zmienił się w złość.
- Wielki obrońca szlam i biednych się odezwał.
- Jak twoi rodzice, złamasie? Pewnie paradują tam w maskach, co? - uśmiechnęłam się, widząc jak na jego twarzy pojawia się irytacja i złość. No cóż, nie codziennie szlama łamie komuś nos i potem mu to wypomina.
- Nawet gdyby tak był, to bym Ci nie powiedział, irytująca szlamo - rzucił i ruszył wraz z tłumem.
- Na pewno oni tam są! Co za dupek! - zaperzył się Ron, patrząc w stronę platynowych włosów Malfoya.
- Pomyślimy nad tym później. Co jest Harry?
- A co ma być? - zapytał, unikając mojego wzroku.
- Zgubiłeś coś.
- Różdżke.
- Pewnie została w namiocie – próbował pocieszyć okularnika Ron.
- Lepiej poszukajmy bliźniaków i Ginny – chłopacy spojrzeli na mnie i przytaknęli potwierdzająco.
Zagłebiliśmy się dlaje w las, szukając wzrokiem trzech rudych głów w tłumie. Natknęliśmy się na grupkę goblinów z workami galeonów, którzy pewnie wygrali ją w zakładach. Wile, wokół których stali młodzi czarodzeje, przekrzykując się nawzajem. Po odciagnięciu od nich Rona, ruszyliśmy dalej na poszukiwania.
Wyszliśmy na polanke, która oświetlana była poświatą księżyca. Rosa na trawie mieniła się jak diamenty. Liście szumiały lekko na wietrze, wytwarzając miły dla ucha dźwięk. Las otaczający przestrzeń był owiany tajemnicą. Inną niż Zakazany Las. Tamten ostrzegał, był wrogo nastawiony. Ten był inny. Jakby trzymał sekret, kusił by go odkryć.
Usiadłam z brzegu, nasłuchując. O dziwo, nie było słychać uciekającego tłumu, tupotu. Cisza przed burzą.
- MORSMORDRE!
Coś zielonego wystrzeliło w stronę nieba. Zaczął się formować kształt przypominający głowę. I to była głowa. Ale nie ludzka, za życia. Tylko ta, którą można odnaleźć w grobach. Ludzka czaszka z wystającym wężem, spowita zieloną mgiełką. Mroczny Znak.
_____________________________________
Rozmowa Cedrika i Hermiony to jedno wielkie DNO. 
Wyrzuciłam fragment meczu, uważając za zbędny. Wolałam się skupić na sytuacjach przed i po :)
Zapraszam do komentowania.

2 komentarze:

  1. Pamiętasz opowiadanie Chocolate z bloga draco-hermiona-forever? Wróciłam pod nowym nickiem i mam zamiar je reaktywować (draco-hermiona-forever). Jeśli nie wiesz, kim jestem, to zapraszam Cię do zapoznania się z moją twórczością.

    Pozdrawiam
    heart-pain.blogspot.com -> nowy adres

    OdpowiedzUsuń
  2. Lili X,muszę się z Tobą nie zgodzić - rozmowa Cedrika i Hermiony NIE jest dnem! Postawa Cedrika miło mnie zaskoczyła :) Zazdrość Rona przedstawiłaś genialnie! Opis ucieczki cudowny!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń