sobota, 2 marca 2013

II. Sen, Diggory i wędrówka po lesie



Szłam pustym korytarzem Hogwartu w środku nocy.
Czemu pustym? Przecież zawsze tu są uczniowie. Dosłownie wszędzie.
Czemu akurat Hogwart? Sama nie wiem, ale ten zamek, ta szkoła jest jak dom.
Teraz najbardziej nurtujące pytanie – czemu noc? Nie może być dzień? Hogwart to przytulne miejsce, ale w nocy ukazują się jego najstraszliwsze sekrety i uroki.
Nie wiedzieć czemu szłam wprost przed siebie. Nie mogłam skręcić, ani się zatrzymać. Zeszłam po schodach na dół do lochów. Cholera, jeszcze tego mi brakowało. Są wakacje, a ja śnie o szkole, a co gorsza – o Slytherinie.
- Śmierć szlamom – wyszeptałam i weszłam do pokoju wspólnego Ślizgonów. Skąd wiedziałam jakie jest hasło? I co najgorsza, dlaczego ono brzmi właśnie tak? Nigdy tu nie byłam i ciesze się, że to robię we śnie. 
Ciemne drewniane meble z nóżkami w kształcie węży. Kominek zajmujący prawie całą powierzchnie ściany. Szkarłatne zasłony z wyhaftowanymi wężami u dołu i na wprost wejścia portret z nim.
Salazar Slytherin.
Najgorszy sen w moim życiu.
Stał dumnie wyprostowany, patrząc z pogardą w moją stronę. Jak udało się szlamie postawić noge w tym miejscu? Nie martw się Salazar, ja sama nie wiem.
Udałam się na dół. Cholera, jeszcze niżej? Jak oni tu wytrzymują? Dostałam się do dormitorium, gdzie stał Draco Malfoy. Odwrócony do mnie plecami, wpatrywał się uparcie w coś na swoim ramieniu. Jego wzrok wyrażał zgorszenie, strach i ból. Próbowałam podejść i zobaczyć w co tak wbija swój wzrok, lecz tajemna siła nie pozwalała mi. Jakby niewidzialne macki chwyciły mnie za ramiona i oplotły wokół talii mówiąc nigdzie nie pójdziesz, nie pozwolimy Ci na to. Wyrywałam, krzyczałam, żeby mnie puściły, wołałam nawet Malfoy'a, ale to na nic. Nagle poczułam jak ktoś krzyczy do mnie ”Hermiono! Hermiono, obudź się!”. Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to różdżke wycelowaną w moją strone.
- Aquamenti! - ktoś krzyknął i poczułam jak coś mokrego spływa po moim ciele. Wrzasnęłam i zeskoczyłam z łóżka.
-Rozumiem, że jesteś wykończona podróżą, ale kolacja czeka – powiedziała Ginny z dziwnym wzrokiem i ruszyła do drzwi. Zdziwiona jej zachowaniem poszłam do łazienki, by się odświeżyć. Wzięłam pierwsze co znalazłam w kufrze i ubrałam nie wiedząc, co nawet robie. W głowie miałam ciągle ten sen. Hogwart jeszcze zrozumiem, ale Malfoy? Do cholery, nawet ja, Hermiona Granger, tego nie rozumiem. Nawet nie wiedziałam, kiedy zeszłam do ogrodu i wpadłam na Rona.
- Ten, no .. ładny masz, ten ...ładna sukienka – powiedział szybko młody Weasley, czerwieniąc się i uciekając przed moją osobą. Zdziwiona podążałam za nim wzrokiem i się zastanawiałam o co chodzi. Zaraz, chwila, to nie może być prawda. Sukienka? Spojrzałam na dół i o dziwo, miałam ją na sobie. Kremowa, na ramiączkach, kończyła się tu przed kolanami. Unikając wzroku każdego mijanego przeze mnie Weasley'a, podeszłam do stołu, który uginał się pod ciężarem potraw.
- Hej, Harry. Jak wakacje? - zapytałam się czarnowłosego okularnika.
- Hej, Miona. Dzięki za słodycze, nie wiedziałem, czy wytrzymam bez nich – spojrzał na mnie wymownym wzrokiem. Zdziwił się i przyglądnął się mojemu strojowi. - Hermiono, czy ty masz na sobie SUKIENKE?
- Też się zdziwiłam.
- Jak to się zdziwiłaś? Chyba wiesz co ubierasz.
- Wzięłam pierwsze lepsze z kufra. Pierwszy raz na oczy widzę tą kiecke. Pewnie moja mama spakowała mi ją po kryjomu – spojrzałam na przyjaciela, który był zaskoczony. Nagle pojawił się koło nas Ron, którego twarz przypominała jeden wielki pomidor.
- Zaraz strzele Percy'ego upiorogackiem – warknął w stronę starszego brata. - Ciągle się chwali jaką to ma dobrą prace, jak mu ufa Minister Magii i wie coś co będzie się u nas w szkole działo.
- Co takiego? - zapytałam, zajadając się domowej roboty babeczkami nadziewanymi truskawkowym dżemem.
- Właśnie nie wiem – powiedział, po czym spojrzał się na Harry'ego. - Miałeś jakieś wiadomości od Syriusza?
- Skarciłam go wzrokiem i rozglądnęłam się niespokojnie wokół stołu. Bliźniaki wraz z Charliem i Billem rozmawiali o quiddditchu, Percy z panem Weasley'em o pracy. Nigdzie nie widziałam pani Weasley i Ginny, co było dosyć dziwne.
- Nie, właśnie nie – westchnął cicho Harry. - Mam nadzieje, że nic mu nie jest.
- Spojrzałam współczująco w jego strone, kiedy dojrzałam panią Weasley wychodzącą z kuchni z kilkoma potrawami nad głową. Jęknęłam w duchu, myśląc o tym jak będzie we mnie je wszystkie wciskać.

- Hermiono. Hermiono, wstawaj. Śniadanie trzeba zjeść - mruknęłam cicho w odpowiedzi i przeciągnęłam się niczym rasowa kotka. Przeleżałam jeszcze kilka minut i udałam się do łazienki. Przeklnęłam w duchu na widok szopy na mojej głowie. Kilka zaklęć nie pomogło, toteż zawiązałam je w koński ogon. Wyszłam do pokoju, gdzie Ginny chrapała w najlepsze.
- Ginny – potrząsnęłam jej ramie. W odpowiedzi chrapnęła i przewróciła się na drugi bok. - Cholera, ruda małpo wstawaj!
- Nigdy, przenigdy nie nazywaj mnie małpą – warknęła w moją strone i poszła spać. Dobra, to ona potem się będzie śpieszyć.
Zeszłam do kuchni po drodze przewracając się o stojak na parasole. Usiadłam na stołku ciągle ziewając i próbując znaleźć łyżke.
- Yyyy..Hermiono, rozumiem, że jeszcze śpisz, ale możesz zostawić moją ręke? - zapytał Bill, pijąc kawe i patrząc z rozbawieniem w moją strone.
- Przepraszam Cię -wydukałam speszona i poczułam jak moje policzki czerwienią się z zawstydzenia.
- Hermiono, gdzie jest Ginny? - do kuchni weszła pani Weasley z koszem czystego prania.
- Uznała, że trochę snu jeszcze jej się przyda – odparłam, robiąc sobie mocną kawę.
- Tak samo jak Fred, George, Harry i Ron – westchnęła i udała się na góre.
- Po zjedzeniu śniadania i obudzeniu innych (nie obyło się bez zaklęć, wrzasków i wyzwisk) udaliśmy się w stronę góry, która oddzielała Nore od domu państwa Lovegood. Po dojściu na szczyt wszyscy mieli dość. Każdy ze zmęczenia przeklinał wszystko i wszystkich a najbardziej pana Weasley'a za rozkaz szukania świstoklika.
- Tutaj, Arturze! Mamy go! - na tle nieba pojawiły się dwie sylwetki.
- Amos! - krzyknął uradowany pan Weasley, ściskając na powitanie czarodzieja o rumianej twarzy. W jednej ręce trzymał jakiś stary but.
-  Moi drodzy, to jest Amos Diggory i jego syn Cedrik. Znacie go, prawda? - przedstawił im nowo przybyłych. Cedrik Diggory uchodził za jednego z najprzystojniejszych chłopców w Hogwarcie. Do tego był kapitanem i szukającym w drużynie Puchonów.
Rozglądał się po twarzach obecnych i zatrzymał swój wzrok najdłużej na.. mnie. Pod jego wpływem moje policzki przybrały odcień pomidora. Szczęśliwa, że jest jeszcze ciemno, razem z zebrany wymamrotałam ''Cześć'' i wpatrzyłam się w swoje buty jak w ósmy cud świata.
- To wszystko twoje dzieciaki, Arturze? - zapytał Amos, zatrzymując wzrok na Harrym.
- Nie, tylko rudzielce. To jest Hermiona, koleżanka ze szkoły. O, i Harry też kolega.
- Na brodę Merlina! Harry Potter? - zawołał.
- Yyy..no tak – wyjąkał Harry pod wzrokiem Diggory'ego.
- Miło mi. Cedrik o tobie mówił. Jesteś szukającym, prawda? Tak, na pewno, twój ojciec był świetny. Pewnie zachowałeś po nim talent - zaciekawiony spojrzał na blizne. Nastała cisza, przerywana dźwiękiem wydawanym przez świerszcze.
- Amosie – odchrząknął pan Weasley – myślę, że pora już ruszać.
- Tak, masz racje – odparł gorliwie Amos Diggory, nadal obserwując Harry'ego. Położył buta na środku polanki, na której się znajdowaliśmy i otoczyliśmy go.
- Wiecie co robić? - zapytał pan Weasley, patrząc na mnie i Harry'ego. Pokiwałam twierdząco głową na co okularnik spojrzał na mnie zdziwiony.
- Wystarczy go trzymać, Harry – podziękował mi spojrzeniem i chwycił przedmiot.
- Trzymacie? Licze do trzech – powiedział ojciec Cedrika. - Raz … dwa ...trzy!
Poczułam jak trace grunt pod stopami i po chwili leciałam w dół. Wiatr ciskał w moje oczy piasek. Straciłam widoczność, zamykając je, przez co wpadłam na Harry'ego, który już się otrzepywał z kurzu.
- Przepraszam Harry. Nie chciałam – wyjąkałam zawstydzona. Ten tylko posłał mi spojrzenie godne bazyliszka. Uśmiechnęłam się nieśmiało i pomogłam mu wstać.
- Gdzie teraz, tato? - zapytał Ron.
- W tamtą strone, prawda Amosie? - pan Weasley spojrzał na Diggory'ego oczekując odpowiedzi. Ten tylko kiwnął potwierdzająco głową, więc ruszyliśmy we wskazany kierunek.
Wspięliśmy się po zamglonym zboczu, by po chwili znaleźć się przy bramie, która prowadziła do rzędów namiotów.
- Witaj, Arturze – przywitał się czarodziej ubrany w mugolskie ubrania. Koszula w krate i hawajskie szorty to niezbyt dobre połączenie. Znudzonym wzrokiem spojrzał w naszą strone.
- Dwa namioty na jedną dobe, Bazyl – przywitał się niechętnie pan Weasley.
- Oczywiście. Diggory, ty też?
- My jeden namiot, Bazylu – czarodziej zapisał coś na pergaminie, smętnym wzrokiem śledząc zapiski.
- Macie miejsce pod lasem – odparł i zwrócił się do grupki innych przybyszy.
Ruszyliśmy w strone naszego miejsca, omijając po drodze namioty, które zostały przyozdobione. Miały kominki, zawieszone przy wejściu klatki z sowami oraz co najdziwniejsze miotły, które unosiły się w powietrzu. Niektórzy, udając mugoli, wygrzewali się w słońcu, grali w karty lub czytali książki.




         - Kto pójdzie po wode? - zapytał pan Weasley, patrząc wyczekująco w stronę Rona.
         - Ja pójde. Harry, Hermiona, idziecie? - spojrzał na nas z miną męczennika. Pokręciłam przecząco głową, co skwitowano zdziwionymi spojrzeniami. To, że jesteśmy przyjaciółmi nie oznacza, że mamy wszędzie ze sobą chodzić.
Udałam się w stronę lasu, by troche pomyśleć. Na około czarodzieje zakładali się o wygraną drużyny. Gdzieniegdzie widać było czapki lub kapelusze w barwach Irlandii lub Bułgarii. Zniknęłam pośród konarów drzew. Oddalałam się w mrok, gdzie słychać było przyciszony gwar z pola namiotowego. Usiadłam na przewróconym drzewie, myśląc o dzisiejszym śnie. Czemu Malfoy? Nie mogły to być jednorożce? Albo gobliny? Lepsze to od tego pacana. Zastanawiające jest to, że wpatrywał się ramie. I to ze strachem. Przecież ten zapyziały idiota nie bał się niczego. No, oprócz nocy w Zakazanym Lesie w pierwszej klasie. Uśmiechnęłam się na myśl jego przestraszonej miny. Usłyszałam trzask gałęzi. Przestraszona szybko się odwróciłam, stając twarzą w twarz z Cedrikiem Diggory.

3 komentarze:

  1. Zostałaś z powodzeniem przyjęta do naszego Dramionowego grona :D
    Zachęcam do zostawienia swej daty urodzin w zakładce "Urodzinki nasze", a także do zagłosowania w konkursie :) Niedługo ruszymy z nowym projektem, który, jak na razie, jest na etapie przygotowywań, lecz mam nadzieję, że do końca tygodnia się z nim uporam ;)
    Odwiedzaj Stowarzyszenie od czasu do czasu, żebyś wiedziała, co w trawie piszczy :D

    Pozdrawiam, Alex
    [Stowarzyszenie-DHL.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie.
    Wpadłam i postanowiłam odwiedzić Twojego bloga.
    Muszę przyznać, że podoba mi się Twoja historia i to co opisujesz.
    Najbardziej lubię tu Hermionę.
    Jest całkiem inna niż do niej przywykłam.
    I to mi się właśnie podoba.
    Oryginalność to coś co w sobie cenię wśród powieści dramione i dzięki temu jestem pod ogromnym urokiem.
    pozostaje tylko pogratulować i zaprosić do siebie:
    [pokochac-lotra.blogspot.com] - może nowa historia draco i hermiony ci się spodoba.

    pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. "Czemu Malfoy? Nie mogły to być jednorożce? Albo gobliny?" - nie mogłam się nie roześmiać. A tak w ogóle to świetnie opisujesz ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń