Otworzyła powieki, lecz po chwili
gwałtownie je przymknęła. Promienie słońca nieprzyjemnie
działały na nią, zwłaszcza na jej oczy. Czuła zmęczenie,
chociaż od ponad kilkunastu godzin leżała w łóżku. Zawartość
jej żołądka nieprzyjemnie podchodziła do góry, przyprawiając ją
o bóle w gardle, które paliły. Nie piła od wczorajszego wieczora,
kiedy uraczyła się kieliszkiem wina. W tej chwili jej wargi były
całe popękane, w ustach czuła suchość. Oddychała płytko, jakby
przebiegła conajmniej pięć mil w maratonie.
- Masz wodę na stoliku – nad nią
pojawił się Christophe ubrany w ciemne jeansy i beżową koszulę.
- Jakbyś nie zauważył, mam związane
ręce – wychrypała. Mówienie przyprawiało ją o ból, który był
porównywalny do wbijania kilkuset szpilek naraz.
- To tylko zabezpieczenie.
- Przed czym? Nie widzisz, że ledwo
mówię? Uraczyłeś mnie różnymi truciznami i myślisz, że teraz
jestem w stanie poruszyć się, a co dopiero uciec?
- Widzę to. Skuteczność trucizn,
zwłaszcza tak trudnych, wymaga wielu godzin wchłonięcia się –
przyjrzał się jej podejrzliwie. - Ale widzę, że efekty są dobre
– wyszeptał i delikatnie przejechał dłonią po jej policzku.
Gwałtownie odwróciła głowę w drugą stronę.
- Nie. Dotykaj. Mnie – warknęła.
Przed oczami pojawiły się jej czarne mroczki.
- Jesteś moją ukochaną siostrzyczką.
Mogę robić co tylko mi się podoba.
- Chcesz mnie zabić?
- To jest koniec. A do końca jeszcze
daleka droga – uśmiechnął się przebiegle i wyszedł z
pomieszczenia, zostawiając Katherinę na pastwę losu. Losu, na
który w głównej mierze wpływ ma on.
***
- Jakie było twoje dzieciństwo?
Siedzieli naprzeciwko wesoło
trzaskającego ognia w kominku. Przykryli się kocami i z kubkami w
dłoniach obserwowali płomienie, które raczyły się powolnymi
liźnięciami.
Tate spojrzał na nią zdziwiony. Nigdy
nie rozmawiał na temat swojego dzieciństwa, uważał że to temat
tabu. Przerażała go wizja otwarcia się przed kimś. Zawsze się
bał, że kiedy wyjawi swoją historię i uczucia z nią związane,
osoba która go słuchała powie krótkie "stary, już jest ok",
poklepie po plecach i uśmiechnie się nieszczerze. Dlatego te
wspomnienia są zakopane głęboko w jego głowie w zatrzaśniętej
szufladce na klucz z napisem "nie otwierać, materiał
wybuchowy". A teraz, kiedy osoba, którą spokojnie nazwać może
przyjaciółką, pyta się go z ciekawością wymalowaną na twarzy,
czuje zmieszanie i zawstydzenie. Boi się jej odrzucenia, którego
może doznać, kiedy przytoczy jej swoją historię.
Podniósł kubek do ust i wypił kilka
łyków. Ciepło rozeszło się po jego ciele, dając uczucie
błogiego stanu.
- Dzieciństwo jak dzieciństwo –
wzruszył ramiona i przykrył się szczelniej kocem.
- Dzieciństwo jak dzieciństwo –
powtórzyła za nim, przednieźniając go. - Nie ma czegoś takiego.
- Trudno mi się o tym mówi –
spojrzał do kubka, przy okazji spuszczając wzrok.
Jego zachowanie przypomniało blondynce
zajęcia z wróżbiarstwa, gdzie stuknięta wróżbitka od siedmu
boleści próbowała wyczytać przyszłość z herbacianych fusów.
Zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła usta w prostą kreskę. Nigdy
nie lubiła tej kobiety. Uważała ją za fałszywą osobę,
naciągaczkę, która robiła aferę z byle powodu. Nie przezentowała
sobą nic godnego uwagi. Do tego te jej szale i bransoletki. Za
każdym razem jak nimi dzwoniła, Isabelle przechodził po plecach
nieprzyjemny dreszcz.
- Nie naciskam, spokojnie –
uśmiechnęła się delikatnie.
Wiedziała, że przymuszanie do
odpowiedzi chłopaka, nie wpłynie dobrze na ich relacje, które
dopiero co zostały odnowione i jako tako naprawione. Nie znała go
dobrze, więc musiała wziąć pod uwagę, że może wybuchnąć
niczym bomba, lub – zachować spokój i lodowatość.
Tate westchnął i przejechał dłonią
po włosach, zbierając kosmyki włosów z oczu. Zmarszczył czoło i
oblizał spierzchnięte usta. Domyślał się, że rozmowa to dobry
sposób na "rozładowanie" emocji, które kumulują się w
środku człowieka, lecz mimo to odczuwał lęk.
Pochodził z rodziny, która do
normalnych raczej nie należy, wręcz przeciwnie – jest jedną z
najbardziej niezrozumiałych i patologicznych na świecie. Obawiał
się reakcji dziewczyny na te wieści – w końcu kto normalny nie
wrzasnąłby lub spojrzał na niego ze strachem w oczach i zwiał
gdzie pieprz rośnie. Czuł się rozdarty – z jednej strony
potrzebował rozmowy, a z drugiej chciał zamknąć te informacje w
szufladce z napisem tajne, zakazane, nie otwierać, grozi
śmiercią.
Westchnął,
przyciągając tym wzrok dziewczyny. Spojrzała się na niego
pytająco, nie wiedziąc jaką musiał przed chwilą toczyć walkę w
swoim umyśle.
- Urodziłem się w
Los Angeles i mieszkałem tam przez trzynaście lat. Moja matka była
mugolką i alkoholiczką. Ojca nie znałem, ale z opowiadań
wiedziałem, że jest czarodziejem – patrzył się w płomienie,
starannie unikając osoby Isabelle. - Miałem dwóch braci i siostrę.
Wszyscy byli charłakami, oprócz mnie. Matka z rozpaczy po stracie
ojca zapijała się do nieprzytomności. Byłem z nich najmłodszy,
więc do końca nie wiedziałem, co dokładnie się dzieje. Do tego
przejawiałem zdolności magiczne. To było frustrujące i męczące,
kiedy nie miało się nikogo obok, kto mógł Ci pomóc. Rodzeństwo
się ode mnie odwróciło, było zazdrosne – pokręcił delikatnie
głową i spojrzał na dziewczynę. Siedziała i uważnie słuchała
Tate'a. Jej oczy były skupione na chłopaku. Nie wyrażały pogardy,
czy niechęci, lecz zrozumienie i troskę. - Kiedy miałem siedem
lat, zmarł mój brat. Potem kolejny, a następnie moja siostra.
Zostałem tylko ja i obawiałem się, że podzielę los razem z nimi.
Zamilkł na chwilę.
Skupił się na uczuciu ulgi w swoim ciele i umyśle. Po tak długim
wstrzymywaniu się przed wypowiedzeniem tych słów, ciężar goryczy
i rozpaczy spadł z niego. Przełknął wielką gulę w jego gardle i
mówił przyciszonym głosem, jakby się bojąc, że ściany mogą
podsłuchać:
- Moja matka miała
depresję. Ona...ona...zamordowała moje rodzeństwo – w tej chwili
oczy Isabelle zrobiły się wielkie jak spodki. - Nie wiem dokładnie
dlaczego, można się tylko domyślać. Policja ją złapała i tak
wylądowałem tutaj, u ciotki Sylvii.
W pomieszczeniu
zapadła cisza. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. Tate
czuł wstyd i zażenowanie – zawsze marzył o normalnej rodzinie z
kochającymi rodzicami.Nie śmiał spojrzeć w twarz jego najbliższej
w tej chwili osobie. Po tej opowieści spodziewał się, że odwóci
się od niego i powie "Z tobą jest coś nie tak, idź się
leczyć", lecz to nie nastąpiło. Cisza przeciągała się
przez kilka minut. Słychać było jedynie tykanie zegara i
trzaskający wesoło ogień w kominku.
- Tate – odezwała
się szeptem Gryfonka – nie będę Cię oceniać po tym co
wydarzyło się w Twoim życiu. Pamiętaj, że jesteś normalnym
chłopakiem z dosyć dziwnym poczuciem humoru, który jak na Ślizgona
jest normalny. Zawsze będziesz moim przyjacielem –
odstawiła kubek i go przytuliła.
Załoga Stowarzyszenia Harry'ego Pottera zaprasza wszystkie chętne osoby do dołączenia do grupy. Jeśli piszesz historię z świata J.K Rolwing i chcesz poznać nowych ludzi, brać udział w konkursach i innych atrakcjach oraz promować swojego bloga zapraszamy na stowarzyszenie-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńStowarzyszenie prowadzą osoby, które są zaangażowane w blogosferę związaną z fandomem "Harry Potter".