niedziela, 2 lutego 2014

XIV. Wyznania


Otworzyła powieki, lecz po chwili gwałtownie je przymknęła. Promienie słońca nieprzyjemnie działały na nią, zwłaszcza na jej oczy. Czuła zmęczenie, chociaż od ponad kilkunastu godzin leżała w łóżku. Zawartość jej żołądka nieprzyjemnie podchodziła do góry, przyprawiając ją o bóle w gardle, które paliły. Nie piła od wczorajszego wieczora, kiedy uraczyła się kieliszkiem wina. W tej chwili jej wargi były całe popękane, w ustach czuła suchość. Oddychała płytko, jakby przebiegła conajmniej pięć mil w maratonie.
- Masz wodę na stoliku – nad nią pojawił się Christophe ubrany w ciemne jeansy i beżową koszulę.
- Jakbyś nie zauważył, mam związane ręce – wychrypała. Mówienie przyprawiało ją o ból, który był porównywalny do wbijania kilkuset szpilek naraz.
- To tylko zabezpieczenie.
- Przed czym? Nie widzisz, że ledwo mówię? Uraczyłeś mnie różnymi truciznami i myślisz, że teraz jestem w stanie poruszyć się, a co dopiero uciec?
- Widzę to. Skuteczność trucizn, zwłaszcza tak trudnych, wymaga wielu godzin wchłonięcia się – przyjrzał się jej podejrzliwie. - Ale widzę, że efekty są dobre – wyszeptał i delikatnie przejechał dłonią po jej policzku. Gwałtownie odwróciła głowę w drugą stronę.
- Nie. Dotykaj. Mnie – warknęła. Przed oczami pojawiły się jej czarne mroczki.
- Jesteś moją ukochaną siostrzyczką. Mogę robić co tylko mi się podoba.
- Chcesz mnie zabić?
- To jest koniec. A do końca jeszcze daleka droga – uśmiechnął się przebiegle i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Katherinę na pastwę losu. Losu, na który w głównej mierze wpływ ma on.

***

- Jakie było twoje dzieciństwo?
Siedzieli naprzeciwko wesoło trzaskającego ognia w kominku. Przykryli się kocami i z kubkami w dłoniach obserwowali płomienie, które raczyły się powolnymi liźnięciami.
Tate spojrzał na nią zdziwiony. Nigdy nie rozmawiał na temat swojego dzieciństwa, uważał że to temat tabu. Przerażała go wizja otwarcia się przed kimś. Zawsze się bał, że kiedy wyjawi swoją historię i uczucia z nią związane, osoba która go słuchała powie krótkie "stary, już jest ok", poklepie po plecach i uśmiechnie się nieszczerze. Dlatego te wspomnienia są zakopane głęboko w jego głowie w zatrzaśniętej szufladce na klucz z napisem "nie otwierać, materiał wybuchowy". A teraz, kiedy osoba, którą spokojnie nazwać może przyjaciółką, pyta się go z ciekawością wymalowaną na twarzy, czuje zmieszanie i zawstydzenie. Boi się jej odrzucenia, którego może doznać, kiedy przytoczy jej swoją historię.
Podniósł kubek do ust i wypił kilka łyków. Ciepło rozeszło się po jego ciele, dając uczucie błogiego stanu.
- Dzieciństwo jak dzieciństwo – wzruszył ramiona i przykrył się szczelniej kocem.
- Dzieciństwo jak dzieciństwo – powtórzyła za nim, przednieźniając go. - Nie ma czegoś takiego.
- Trudno mi się o tym mówi – spojrzał do kubka, przy okazji spuszczając wzrok.
Jego zachowanie przypomniało blondynce zajęcia z wróżbiarstwa, gdzie stuknięta wróżbitka od siedmu boleści próbowała wyczytać przyszłość z herbacianych fusów. Zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła usta w prostą kreskę. Nigdy nie lubiła tej kobiety. Uważała ją za fałszywą osobę, naciągaczkę, która robiła aferę z byle powodu. Nie przezentowała sobą nic godnego uwagi. Do tego te jej szale i bransoletki. Za każdym razem jak nimi dzwoniła, Isabelle przechodził po plecach nieprzyjemny dreszcz.
- Nie naciskam, spokojnie – uśmiechnęła się delikatnie.
Wiedziała, że przymuszanie do odpowiedzi chłopaka, nie wpłynie dobrze na ich relacje, które dopiero co zostały odnowione i jako tako naprawione. Nie znała go dobrze, więc musiała wziąć pod uwagę, że może wybuchnąć niczym bomba, lub – zachować spokój i lodowatość.
Tate westchnął i przejechał dłonią po włosach, zbierając kosmyki włosów z oczu. Zmarszczył czoło i oblizał spierzchnięte usta. Domyślał się, że rozmowa to dobry sposób na "rozładowanie" emocji, które kumulują się w środku człowieka, lecz mimo to odczuwał lęk.
Pochodził z rodziny, która do normalnych raczej nie należy, wręcz przeciwnie – jest jedną z najbardziej niezrozumiałych i patologicznych na świecie. Obawiał się reakcji dziewczyny na te wieści – w końcu kto normalny nie wrzasnąłby lub spojrzał na niego ze strachem w oczach i zwiał gdzie pieprz rośnie. Czuł się rozdarty – z jednej strony potrzebował rozmowy, a z drugiej chciał zamknąć te informacje w szufladce z napisem tajne, zakazane, nie otwierać, grozi śmiercią.
Westchnął, przyciągając tym wzrok dziewczyny. Spojrzała się na niego pytająco, nie wiedziąc jaką musiał przed chwilą toczyć walkę w swoim umyśle.
- Urodziłem się w Los Angeles i mieszkałem tam przez trzynaście lat. Moja matka była mugolką i alkoholiczką. Ojca nie znałem, ale z opowiadań wiedziałem, że jest czarodziejem – patrzył się w płomienie, starannie unikając osoby Isabelle. - Miałem dwóch braci i siostrę. Wszyscy byli charłakami, oprócz mnie. Matka z rozpaczy po stracie ojca zapijała się do nieprzytomności. Byłem z nich najmłodszy, więc do końca nie wiedziałem, co dokładnie się dzieje. Do tego przejawiałem zdolności magiczne. To było frustrujące i męczące, kiedy nie miało się nikogo obok, kto mógł Ci pomóc. Rodzeństwo się ode mnie odwróciło, było zazdrosne – pokręcił delikatnie głową i spojrzał na dziewczynę. Siedziała i uważnie słuchała Tate'a. Jej oczy były skupione na chłopaku. Nie wyrażały pogardy, czy niechęci, lecz zrozumienie i troskę. - Kiedy miałem siedem lat, zmarł mój brat. Potem kolejny, a następnie moja siostra. Zostałem tylko ja i obawiałem się, że podzielę los razem z nimi.
Zamilkł na chwilę. Skupił się na uczuciu ulgi w swoim ciele i umyśle. Po tak długim wstrzymywaniu się przed wypowiedzeniem tych słów, ciężar goryczy i rozpaczy spadł z niego. Przełknął wielką gulę w jego gardle i mówił przyciszonym głosem, jakby się bojąc, że ściany mogą podsłuchać:
- Moja matka miała depresję. Ona...ona...zamordowała moje rodzeństwo – w tej chwili oczy Isabelle zrobiły się wielkie jak spodki. - Nie wiem dokładnie dlaczego, można się tylko domyślać. Policja ją złapała i tak wylądowałem tutaj, u ciotki Sylvii.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. Tate czuł wstyd i zażenowanie – zawsze marzył o normalnej rodzinie z kochającymi rodzicami.Nie śmiał spojrzeć w twarz jego najbliższej w tej chwili osobie. Po tej opowieści spodziewał się, że odwóci się od niego i powie "Z tobą jest coś nie tak, idź się leczyć", lecz to nie nastąpiło. Cisza przeciągała się przez kilka minut. Słychać było jedynie tykanie zegara i trzaskający wesoło ogień w kominku.
- Tate – odezwała się szeptem Gryfonka – nie będę Cię oceniać po tym co wydarzyło się w Twoim życiu. Pamiętaj, że jesteś normalnym chłopakiem z dosyć dziwnym poczuciem humoru, który jak na Ślizgona jest normalny. Zawsze będziesz moim przyjacielem – odstawiła kubek i go przytuliła.


1 komentarz:

  1. Załoga Stowarzyszenia Harry'ego Pottera zaprasza wszystkie chętne osoby do dołączenia do grupy. Jeśli piszesz historię z świata J.K Rolwing i chcesz poznać nowych ludzi, brać udział w konkursach i innych atrakcjach oraz promować swojego bloga zapraszamy na stowarzyszenie-hp​.blogspot.com
    Stowarzyszenie prowadzą osoby, które są zaangażowane w blogosferę związaną z fandomem "Harry Potter".

    OdpowiedzUsuń