czwartek, 5 grudnia 2013

Miniaturka I "Obiecaj, że jesteś tylko mój"


Hey, hi, cześć i czołem! Miniaturka napisała się szybciej niż rozdział (niestety). Jest to jej 1 część. Planuję napisać jeszcze 2-3, zależy od weny i moich pomysłów :) Zapraszam do czytania i komentowania!



Przetarła zaspane oczy zmęczona czytaniem nudnych dokumentów na temat nudnych spraw związanych z nudnymi goblinami. Jako minister magii nie miała czegoś takiego jak życie prywatne. Teraz cały swój czas i siły wkładała w świat czarodzieji. Sięgnęła po filiżankę z kawą, która była już piąta dzisiejszego dnia. Przechyliła ją, jednak nie poczuła gorzkiego smaku kofeiny, ani cieczy w jej ustach. Spojrzała na zegarek i uznała, że dzisiaj i tak już nic nie zrozumie z tych papierzysk. Wstała, spakowała swoją torbę i sięgnęła po seledynowy płaszczyk, który kontrastował z jej żółtymi szpilkami.

***

Gwałtownie usiadła na łóżku, wyrwana ze snu. W głowie jej dzwoniło, jakby zagnieździły się tam wściekłe osy. Pot lał jej się z czoła, miała wrażenie, że się gotuje. Spojrzała na zegarek i jak oparzona wyskoczyła z łóżka. Była spóźniona 30 minut! Szybko ruszyła do łazienki, odświeżyła się, ubrała i teleportowała prosto do ministerstwa.
Główny hol został przemieniony z ponurego miejsca na przyjemne, które miało sprawiać dobre wrażenie dla odwiedzających go ważności. Ciemna posadzka została zastąpiona beżowymi kamieniami, tak samo jak i ściany połączone gdzieniegdzie z drewnem. Fontanna została przemieniona. Nie miała swojej granicy, dlatego pracownicy przechodzili obok niej jak najdalej. Ilość kominków z siecią Fiuu została zmniejszona. Ich miejsce zajęły kanapy i stoliki oraz kafejka, w której serwowano ciepłe posiłki i kawę.
Właśnie w tej chwili Hermiona podziękowała sobie w duchu za taki pomysł. Szybkim krokiem podeszła do lady i zamówiła u Heleny kubek zbawiennego napoju. Postukiwała zniecierpliwiona paznokciami, nie czując na sobie wzroku kilku mężczyzn.

***

- Pamiętaj wspomnieć o skutkach...
- Złego traktowania panny Chelsea, tak wiem, nie musisz mi o tym mówić po dwadzieścia razy dziennie, Draco – zirytowany Blaise ścisnął w dłoni papiery, jakby próbował powstrzymać się od rzucenia na przyjaciela.
- Nie moja wina, że traktuję tę pracę poważnie – mruknął blondyn i spojrzał na swój zegarek na ręce.
- Spokojnie, zaraz przyjdzie.
- Mam nadzieję. To ważna sprawa, Blaise, jeżeli ten Wea...
- Przepraszam za spóźnienie. Weasley znów się upił – powiedział Harry i pociągnął za koszulę pijanego Percy'ego.
- Człowieku, daje od niego alkoholem na conajmniej jedną mile – powiedział Draco i spojrzał krytycznym wzrokiem na zataczającego się rudzielca.
- Jaa..n-nie jestem pi-pijany..Ma-asz urojienija – wybełkotał.
- Pani minister nie będzie zadowolona – mruknął Blaise.
- Pa-ani ministjer mo-oże mnije cmok-ną-ć! O wilk-ku mowa! Naszja mini-stjer we wła-asnej osobje! - wykrzyknął i wskazał na Hermionę Granger, która stała przy ladzie i nie zwracała na nich uwagi. Kilku przechodniów się zatrzymywało i patrzyło na wydarzenie z zainteresowaniem, inni zniesmaczeni przechodzili jak najdalej od pijanego mężczyzny, który do niedawna był ich współpracownikiem.
- Nie waż się na nią patrzeć, ani z nią rozmawiać – wysyczał Potter i pociągnął Weasley'a w stronę wind. Blaise i Malfoy nie zwracali na nich uwagi, zajęci wpatrywaniem się w panią minister.
- Będzie ciekawie – powiedział Zabini i minął przyjaciela.

***

- Rozprawa numer 12545 w sprawie dotyczącej złamania kilkunastu praw czarodzieji, działaniu przeciw Ministerstwu Magii oraz zastraszaniu i znęcaniu się nad Diana Chelsea. Oskarżony Percy Weasley. Sprawę prowadzi Minister Magii panna Hermiona Jean Granger – wyrecytowała formułkę, czekając aż jej nowa asystenka zdąży ją zanotować. - Proszę wprowadzić oskarżonego.
Dwóch aurorów wprowadziło rudego mężczyzne, który uśmiechał się głupkowato. Pomachał do kilku przysięgłych, którzy z niesmakiem patrzyli jak próbuje nie upaść na posadzkę. Jego okulary był przekrzywione, koszula w niektórych miejscach podziurawiona i brudna od ziemi.
- Percy Weasley, lat 29, zamieszkały przy Long Island 49 w Londynie?
- Źle, mieszkam na ulicy, droga pani minister – powiedział wyraźnie. Zażył elksir na upojenie alkoholowe przed rozprawą. Teraz czuł się idotycznie, kiedy pomyślał co mógł zrobić, kiedy nie był trzeźwy.
- Czy to prawda, że chciałeś wykraść pięć przepowiedni, uprzednio szantażując i manipulując panną Chelsea?
- Prawda.
- Dlaczego chciałeś wykraść przepowiednie?
- Dostałem list.
- Jaki konkretnie?
- Od śmierciożerców – jego słowa wywołały poruszenie na sali. Kilka osób patrzyło ze strachem na siebie, inni mieli minę, jakby rozmawiali z osobą cofniętą w rozwoju.
- Wszyscy śmierciożercy zostali schwytani, Weasley. Nie kłam – wysyczała Granger. Złowrogo spojrzała na swojego niedoszłego szwagra. Zaniósł się śmiechem psychopaty, który dopiero co schwytał swoją ofiarę.
- Bzdura. Zostało ich kilkanaście. I jest ich coraz więcej – zadzwonił kajdanami. - Chcą mieć następcę Czarnego Pana. Nie mogą znieść tej myśli, że taka brudna szla...
- Weasley słownictwo – warknął Harry, który stał koło jego krzesła z różdżką w pogotowiu.
- Siedź cicho, Potter. Wielki zbawca świata się znalazł...
- Dosyć! - przerwała im Hermiona – Kontynuuj, Percy.
- Chcą wiedzieć, kto jest godny zastępcy. Myśleli, że przepowiednie będą idealne, by to sprawdzić. Niestety mi się nie udało, dlatego będą robić wewnętrzne zebranie.
- Jakie zebranie?
- Myślisz, że ja wiem? Nie są takimi głupcami, by mi o tym mówić.
- Rozumiem. Skazuję Cię na dożywocie w Azkabanie.
- Co? Nie możesz, nie przeszłaś wszystkich procedur! A świadkowie, dowody? - warknął wściekły, zaciskając dłonie w pięści i próbując je wyrwać z kajdan.
- To nie jest konieczne – powiedziała, mimo chaosu na sali.
- Jest! Co z Ciebie za...
- Dowody mówią same za siebie! Kto jest za tym, aby wtrącono pana Weasley'a na dożywocie do Azkabanu? - wszyscy na sali podnieśli dłonie do góry. - Skazuję Percy'ego Weasley'a na dożywocie do Azkabanu, tym samym kończąc rozprawę. Zabrać go – stuknęła młotkiem i wyszła z sali.

***

- Co ty wyprawiasz, Zabini? - spojrzał na przyjaciela, który uśmiechał się jak głupi do sera w stronę swojego smartphone'a.
- Umówiłem się w końcu z ognistą wiewiórką – wyszczerzył się w jego stronę i wyciągnął aktówkę spod biurka.
- Ognista wiewiórka? - zapytał głupkowato blondyn, nie wiedząc o kim może mówić Blaise.
- Na razie nie wdawaj się w szczegóły. Też powinieneś się z kimś umówić.
- Mam pracę, ona mi wystarcza.
- Tak, tak, zostaniesz wrednym staruchem, który ostatni raz zamoczył w wieku dwudziestu pię..
- Zamknij się – przerwał mu.
- Nie moja wina. Twoja miłość to praca, praca i jeszcze raz praca. Ostatni raz wyszedłeś na randkę z Lindsay z Departamentu Aurorów. I na jaką? Na kawę w kafejce w MINISTERSTWIE, MIEJSCU GDZIE PRACUJESZ – powiedział z naciskiem na ostatnie słowa. Wziął kilka kartek do ręki i zaczął je przeglądać.
- Nie mam czasu na kobiety – burknął. - Chcą chodzić do kina, reastauracji, dostawać prezenty, kwiaty, to nie dla mnie.
- Oczywiście – parsknął. Wziął swoją marynarkę, aktówkę i ruszył w kierunku wyjścia.
- Co jest takiego zabawnego?
- Nic mój ty smoczusiu-pysiaczku. Dobranoc – puścił mu buziaczka i wyszedł, uprzednio trzaskając drzwiami.
Malfoy westchnął i odwrócił się w kierunku okna, zagładając na kark ręce. Dzięki magii, jego biuro dzielone z Zabinim, zostało oszklone na jednej ścianie. Widać z niej panoramę Londynu, co jest dosyć dziwne, bo znajdują się pod ziemią.
Przetarł zmęczony oczy. Może Blaise ma rację? Może powinien się z kimś w końcu umówić? Co mu zaszkodzi jak od czasu do czasu wyjdzie gdzieś z jakąś dziewczyną? Jego matka i tak tylko czeka aż przy rodzinnym obiedzie powie "znalazłem dziewczynę". Widzi jak na początku posiłku podekscytowana siedzi i wpatruje się w niego z nadzieją w oczach. Pod koniec wizyty zawsze jest markotna i siedzi cichutko. Powinien dać jej szczęście i znaleźć wybrankę, która urodzi mu dziecko. Dobra, nie zapędzajmy się tak daleko, na razie dziewczyna, później się zobaczy co z tego wyjdzie.

***

Wyszła ze swojego gabinetu na ciemny korytarz, który od kilku godzin świecił pustkami. Po drodze zapinała swój płaszczyk, nie patrząc czy na coś wpadnie. Bo na kogo by miała wpaść skoro było już dawno po północy. Na jej nieszczęście – lub szczęście, zależy patrzeć z której strony – zderzyła się z wyokim mężczyzną. Skąd wiedziała, że mężczyzna? Otóż czuć było muskulaturę, był wyższy od niej o conajmniej 20 centymetrów i o zgrozo, używał perfum, które nie jedną kobietę powaliły.
- Wybacz, Granger, nie zauważyłem Cię.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że dalsza część pojawi się rychło :) Ta jest interesująca!

    pozdrawiam, jus

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy będzie kolejna część miniaturki? :)

    OdpowiedzUsuń