Ciemne kotary na
niebie przywitały listopad opadami deszczu. Krople raz po raz
uderzały po oknach zatłoczonego pubu. W środku nieprzerwanie
słychać było gwar rozmów stałych bywalców lub przejezdnych,
które zagłuszały odgłosy natury. Ich właściciele dawno
zapomnieli o pogodzie na zewnątrz, ogrzewając się ulubionymi
napojami u madame Rosmerty.
- Harry, martwię
się – powiedziała cicho Hermiona. Odstawiła kufel kremowego piwa
i rozglądnęła się po pomieszczeniu. Co chwila poprawiała
nienagannie spięte włosy, czując na sobie palący wzrok.
- Myślisz, że
ja nie? To jest podejrzane – odparł.
- To jest
niemożliwe. Czemu ty?
- Czemu Tate? -
mruknął i wypił jednym haustem resztki swojego napoju. - Chcesz
jeszcze?
- Przynieś mi
herbatę z miodem – pokiwał twierdząco głową i ruszył do baru.
Spojrzała w
bok, próbując wyłapać spojrzenie, które ciągle na sobie czuła.
Siedziała w kącie, mając idealny widok na cały pub, jednocześnie
zachowując choć trochę prywatności. Rozejrzała się powoli.
Wszyscy wesoło rozmawiali, co chwila wybuchając śmiechem. Przy
barze jak zwykle siedzieli adoratorzy madame Rosmerty, zaczepiając
ją o kolejną porcje napoju lub mówiąc żarty, które ją tylko
gorszyły. Dojrzała grupę Ślizgonów. Wśród nich dostrzegła
Tate'a, którego towarzystwo niezbyt zadowalało. Siedział ja
spetryfikowany, co chwila uderzany ręką któregoś z chłopców.
Pewnie mu gratulowali jego dostanie się do Turnieju Trójmagicznego.
Czara Ognia
wypuściła nadpalony kawałek papieru. Dyrektor zręcznie go
pochwycił i przeczytał po cichu pochyłe pismo. Spojrzał na
uczniów, którzy zniecierpliwieni siedzieli i wyczekująco patrzyli
w jego stronę.
-
Reprezentantem Hogwartu zostaje – zrobił krótką pauzę –
Cedrik Diggory!
Wszyscy w
sali rzucili się na Puchona, by pogratulować mu dostania się do
turnieju. Najgłośniejszy był stół uczniów Hufflepuffu. Każdy
chciał się dostać jak najbliżej niego. Tylko Ślizgoni i
niektórzy Gryfoni siedzieli i patrzyli na tą scenę z obojętnymi
lub zawiedzionymi minami.
- Cedriku,
gratuluje – Dumbledore uścisnął mu rękę, kiedy ten wydostał
się z tłumu. - Pójdziesz z Wiktorem, Fleur i profesor McGonagall.
Trójka
wybranych ruszyła za nauczycielką transmutacji w stronę wyjścia.
Kiedy wyszli z sali, pozostali usłyszeli wybuch i ujrzeli czerwone
płomienie wydostające się z Czary Ognia. Po chwili zmieniły swoją
barwę na niebieską i wypuściły dwie karteczki na ziemię.
Zdziwiony dyrektor podniósł je i przeczytał. W Wielkiej Sali
momentalnie zrobiło się cicho. Zszokowani nauczyciele, jak i
uczniowie wpatrywali się w Czarę Ognia, nie mogąc uwierzyć, że
dopuściła jeszcze dwóch uczestników do Turnieju. W historii magii
nigdy nie miało miejsca takie wydarzenie. Nie miało prawa się
nawet wydarzyć.
- Tate
Langdon i Harry Potter, proszę do mojego gabinetu – powiedział
Dumbledore.
Usłyszała stukot, kiedy Harry postawił przed nią kufel.
Momentalnie ocknęła się z letargu i przestała patrzeć się w
przestrzeń. Spojrzała na okularnika, który wpatrywał się w
kolejną porcję kremowego piwa. Nie podnosił wzroku. Wszyscy,
których mijał, szeptali do siebie informacje, które zawarte były
we wtorkowym Proroku Codziennym.
- Harry, to nie twoja wina – wyszeptała szatynka.
- Wiem, że nie moja. Tylko nie wiem o co w tym chodzi. W dodatku
blizna..- zawahał się. Nie może jej powiedzieć, bo będzie się
jeszcze bardziej o niego martwić. Nie dość, że kłótnia z Ronem
i Turniej Trójmagiczny, to będzie jej mówił o swojej bliźnie.
Idiota, idiota, idiota!
- Co z nią?
- Nie chcesz wiedzieć – podniósł głowę. Patrzyła na niego
zdziwionym wzrokiem, analizując jego słowa. Po chwili na jej twarzy
pojawił się szok i niedowierzanie.
- On nie...powiedz, że on nie powrócił – pisnęła głośno.
Kilka głów odwróciło się w ich stronę, obrzucając
zgorzkniałymi minami.
- Nie wiem. Na wakacje miałem sen. Widziałem Glizdogona i
chyba..chyba jego. Podejrzewam, że zamordował człowieka. Nie
pytaj, nie wiem kto to był. Wczoraj za to jak się źle poczułem na
eliksirach to..
- Źle się czułeś i nic nie mówiłeś? - przerwała mu.
- Hermiona, a co miałem powiedzieć? Hej, profesorze, blizna mnie
zabolała. To chyba oznacza, że Lord Voldemort powrócił! Jej,
cieszmy się!
- Harry, ciszej – syknęła, widząc zbliżającego się do nich
Rona.
- Moglibyśmy pogadać? - zapytał rudowłosy. Unikał palącego
spojrzenia Hermiony. Bał się do niej odezwać od pamiętnego dnia z
lokówką. Na samo wspomnienie tego wydarzenia barwa jego twarzy
przybrała odcień jego włosów.
- Pogadamy w zamku – rzuciła dziewczyna, ubierając się w
pośpiechu w płaszcz. Jak najszybciej wyszła z pubu.
Siedział za biurkiem, rozmyślając o dwóch dodatkowych
uczestnikach Turnieju Trójmagicznego. Od kilkunastu lat nie miał
takiego problemu. Do jego głowy nie wpadał żaden pomysł, czy myśl
dlaczego Ci dwaj chłopcy się dostali. Użył pradawnych zaklęć,
jeżeli chodzi o barierę wieku. Nikt nie mógł jej przekroczyć,
chyba że miał co najmniej szesnaście lat. Odetchnął głęboko i
rozmasował swoimi kościstymi palcami skronie. Usłyszał trzask w
kominku i następne co zobaczył to elegancko ubrany mężczyzna.
- Syriuszu, co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony.
- Przyszedłem do Ciebie z wizytą. Już nie można odwiedzić
starego druha? - zaśmiał się krótko.
Zmienił się. Już nie był uciekinierem z Azkabanu. Jego włosy nie
były matowe, tylko lśniące, zaczesane do tyłu. W oczach można
było ujrzeć blask człowieka, który żył pełnią życia. Ubrany
schludnie i elegancko, przypominał arystokratę. Nikt nie mógłby
pomyśleć, że połowę swojego życia spędził za kratami,
otoczony wysysającymi szczęście kreaturami.
- Wiesz, że to niebezpieczne. Nadal Ciebie poszukują – odezwał
się Dumbledore. Black usiadł przed jego biurkiem, uprzednio
nalewając sobie Ognistej Whisky do szklanki.
- Albusie, ścigają mnie teraz w Glasgow. Nikt nawet nie pomyśli,
że tu jestem.
- Glasgow? - zdumiał się czarodziej. - Przecież to jest w Szkocji.
- Otóż to. Chciałem, żeby byli jak najdalej ode mnie.
- Mogą się domyślić, że taki miałeś plan.
- Wiem o tym – spochmurniał. - I tak się ukrywam w posiadłości
w Sheffield. Na Grimmauld Place nie mogę wrócić, jest obserwowane.
- Sheffield? Ostatnio ukrywałeś się w jaskiniach i Wrzeszczącej
Chacie. Nie wiedziałem, że posiadasz jeszcze jeden dom.
- Chciałem porozmawiać z Harrym i przy okazji pozbyć się
Glizdogona – ostatnie słowo zabrzmiało w jego ustach jak
najokropniejsza rzecz na świecie. - Poza tym bałem się, że on też
jest obserwowany. Na szczęście zaklęcie Imperius do czegoś się
przydało i dowiedziałem się, że ten dom nie jest w spisie. Moja
głupia matka nawet się nie postarała, żeby się tam znalazł.
- Syriuszu, nie popieram twoich metod, wiesz o tym. Zapewne Katherina
Cię odnalazła?
- Od razu kiedy się dowiedziała o mojej ucieczce. Dwa dni i już
mnie odnalazła! Naprawdę nie wiem jak ta kobieta to robi –
zaśmiał się na myśl o talentach swojej żony.
- Tak, Katherina jest potężną czarownicą. Przejdźmy do rzeczy,
Syriuszu. Co Cię tu sprowadziło? - usiadł prosto. Obserwował go
uważnie, wyszukując jakiś zmian w jego zachowaniu i mimice.
Momentalnie Syriusz spiął się. Wiedział, że Albus prędzej czy
później przejdzie do rzeczy. Odstawił zapełnioną do połowy
szklankę.
- Zapewne wiesz o moich córkach?
- Tylko o jednej, Syriuszu – atmosfera w pomieszczeniu stała się
napięta. Black uparcie wpatrywał się w złoty napój. Nie chciał
spojrzeć na mężczyznę przed sobą. Wiedział, że go okłamuje.
- Nie kłam – wyszeptał.
- Mówię prawdę.
- Nie kłam! - ryknął czarodziej.
Wstał, strącając rzeczy z biurka. Szklanka zleciała,
roztrzaskując się na milion kawałków. Papiery zaczęły latać po
pomieszczeniu, wzburzone podmuchami wiatru. Pióra wraz z atramentami
pospadały na ziemię tworząc czarną kałużę. Fawkes poleciał
przestraszony, uprzednio wydając dźwięki wzburzenia. Nie podobało
mu się zachowanie mężczyzny, który stał pośrodku tego
pobojowiska. Jego oczy ciskały błyskawice w stronę Dumbledore'a.
- Usiądź i ochłoń – powiedział spokojnie Albus. Poczekał, aż
mężczyzna powróci na swoje miejsce. Schował swoją twarz w
dłoniach, próbując ukryć swoje zażenowanie. Nie wierzył, że
mógłby tak wybuchnąć. Cała jego złość skumulowała się w
nim, by niepostrzeżenie wybuchnąć. Czekała tylko na dogodny
moment.
- Błagam, powiedz mi prawdę – wyszeptał.
- Katherina ukryła swoją drugą ciążę. Była zagrożona –
spojrzał współczująco na Syriusza. Momentalnie podniósł głowę.
Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.
- Chciała Ci powiedzieć, kiedy wszystko się unormuje. Niestety
śmierć Jamesa i Lily, potem twoje wtrącenie do Azkabanu,
uniemożliwiły jej to. Jeszcze do tego te łapanki. Śmierciożercy
musieli się ukrywać. Tak samo jak Katherina. Nie martw się
pomogłem jej. Wraz z panią Pomfrey pomogliśmy jej i urodziła
zdrową córeczkę.
- Co się wtedy stało z Isabelle? - zapytał zdławionym głosem. W
jego oczach pojawiły się łzy, które znalazły ujście na
policzkach.
- Katherina była chorowita. Któregoś dnia poprosiła mnie bym
oddał Isabelle do sierocińca. Nie w Londynie oczywiście. Chciała
odnaleźć Lorda Voldemorta. Wiedziała, że nie przepadł. Mówiła,
że musi mu udowodnić, że jest lojalna, chroniąc przy tym swoje
dzieci. Mówiła Ci o tym, że on – zawahał się na moment. Ten
człowiek jest nieobliczalny. Nie miał pewności, że to wie. -
Chciał odebrać wam Isabelle?
- Słucham?
- Nie mówiła? Tak też myślałem – mruknął i wstał.
Przez to wszystko musiał sobie nalać Ognistej Whisky. Musiało to
wręcz wyglądać komicznie. Wielki Albus Dumbledore musiał się
napić. Syriusz obserwował w milczeniu jego poczynania. Na twarzy
malował mu się szok i smutek. Spojrzał na okno, które ukazywały
rozmazany obraz błoni Hogwartu. Deszcz idealnie wpasował się w
jego humor. Wiedział, że gdzieś tam są jego córki. Wiedział już
o tożsamości jednej z nich.
- Na zakończenie powiem Ci, że oddałem Isabelle do sierocińca w
Rosji. Ma akcent, lecz zaczarowałem ją, żeby nikt tego nie mógł
wyłapać.
- Dlaczego?
- W Moskwie mieszkała osiem lat. Jej przybrani rodzice adoptowali ją
w swojej podróży. Obserwowałem ją przez te wszystkie lata na
życzenie Twojej żony. Okazało się, że są z Londynu, więc
zaczarowałem ją, żeby nie wzbudzała sensacji i zainteresowania.
- Widziałem ją dzisiaj.
- Widziałeś jej wygląd zewnętrzny. Jest metamorfomagiem. Zanim ją
oddano, przychodziłem do niej. Uczyłem tej trudnej sztuki i w końcu
udało mi się ją całkowicie zmienić. Kilka zaklęć i już nie
była kopią Katheriny.
- Jak już to zrobiłeś zmodyfikowałeś wszystkim pamięć?
- Nie martw się. Wszystko poszło pomyślnie. Wiesz, że nigdy nie
zawodzę? - uśmiechnął się. Syriusz westchnął i dopił końcówkę
napoju.
- Opowiesz mi o mojej drugiej córce? - Dumbledore spochmurniał.
Jego oczy pociemniały, usta zacisnęły się w kreskę.
- Była w Australii.
- Tylko tyle? Jedno zdanie? Jedno nic nie znaczące zdanie? - warknął
Black po dłuższej chwili. Myślał, że Albus wie co się działo z
losami jego dziecka. Widocznie się mylił.
- Zniknęła mi, Syriuszu. Próbowałem ją odnaleźć, lecz moje
wysiłki spełzły na niczym. Do – uwaga – do jej dziesiątych
urodzin.
- Odnalazłeś ją?
- Tak. Uczy się w Hogwarcie. Zapewne nie będziesz z tego dumny,
lecz jest w Slytherinie.
- Mieszka w czystokrwistej rodzinie? - wysyczał mężczyzna. Myślał,
że będzie z nią tak samo jak z Isabelle, lecz los się niego nie
uśmiechnął.
- Oczywiście. Są dwoma przeciwieństwami.
- Powiedz mi, jak ma na imię. Jej prawdziwe imię, Albusie, nie to
kłamliwe, zdradzieckie..
- Florence – przerwał mu.
nic nie rozumiem, :P
OdpowiedzUsuńchoć może to Hermi jest jedną z jego córek? :D zobaczymy. :)
Ten wyjec naprawdę mnie przeraził! Cieszę się, że nie zawiesiłaś!!! Rozmowa Syriusza z Dumbeldorem jest trochę dezorientująca, ale mam nadzieję, że w niedługo wszystko się wyjaśni :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
świetny blog! :D
OdpowiedzUsuńhmmm, czyżby Hermiona była córką Syriuszka? za bardzo nie rozumiem ale pewnie wszystko się wyjaśni ;p
i jeszcze mam pytanko. Czy tu bedzie parring Dramione? :P
Pozdrawiam.
Dziękuje ;)
UsuńWszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. Tak, parring Dramione będzie ;p