wtorek, 2 września 2014

Miniaturka I "Obiecaj, że jesteś tylko mój" cz. 2

Oszołomiona jego perfumami stała w miejscu. Każdy mięsień odmówił jej posłuszeństwa, kiedy tylko czuła jego ramiona wokół jej talii. Spojrzała w górę, natrafiając na niebieskie tęczówki, które patrzyły na nią z zainteresowaniem. Na jego ustach krążył tak dobrze znany jej ironiczny uśmiech. I to było dla niej jak kubeł zimnej wody. W sekundę odskoczyła od niego, przypadkiem nadeptując na stopę mężczyzny.
- Tak dziękujesz osobie, któa uratowała Cię od niemiłego spotkania z podłogą? - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Próbował przybrać na twarz obojętną minę, ale matulu! Od teraz nienawidzi szpilek i przeklina tego, kto je wymyślił.
- Przypominam, że ta osoba sama na mnie wpadła.
- Granger, to ty na mnie wpadłaś.
- Coś Ci się uroiło, Malfoy.
-A moja stopa sama wpadła pod twój but – tylko gumochłon nie zauważyłby w jego wypowiedzi sarkazmu.
Spojrzała na niego, a w jej oczach zabłysły ogniki gniewu. Jej policzki zaróżowiły się pod wpływem jej emocji i dotyku byłego Ślizgona.
Nie mogła się przed nikim przyznać, a zwłaszcza przed sobą, ale...ale podobał się jej Malfoy. Wysoko postawiony, przystojny, inteligentny, ale też wredny i irytujący. Nie mogła na niego patrzeć poprzez pryzmat przeszłości, ale jej cząstka w głębi serca nie mogła mu wybaczyć tych wszystkich lat poniżań i wyzwisk.
- Granger, słuchasz mnie? - wyrwał ją z letargu obiekt jej myśli. Stał na przeciwko niej z założonymi rękoma, co uwydatniało jego muskulaturę. Jego koszula była rozpięta pod szyją, gdzie widoczny był zarys mlecznobiałej cery. Jak by chciała teraz go poca...uderzyć!
"Granger, uspokój się!", warknęła na siebie w myślach.
- Do widzenia, Malfoy – zaskoczony otworzył szeroko usta i spoglądał w stronę pani minister, która zachęcająco kręciła biodrami.

***

Kiedy tylko przekroczyła próg swojego domu, zamknęła szybko drzwi i oparła się o nie plecami. Emocje, które starała się ukryć przez kilkuminutowe spotkanie z Malfoy'em, wybuchły w tej chwili. Była zirytowana, zła na siebie i ku jej zaskoczeniu...podniecona. Cóż, nie jej wina, że odwieczny wróg z lat szkolnych wyrósł na przystojnego mężczyznę, a ona jak inne kobiety, tak na niego reagowała.
Oparła głowę o chłodną powierzchnię drzwi i zacisnęła uda. Odetchnęła kilka razy i policzyła w myślach do dwudziestu, by się uspokoić. Zdjęła szal i wraz z płaszczem odwiesiła na wieszak. Emocje pomału opuszczały jej ciało, ale nadal je czuła. Wskoczyła pod prysznic i puściła lodowatą wodę, myśląc że to pomoże. Po monologu, który wygłosiła na temat wad Malfoy’a, poczuła się o niebo lepiej. Owinięta w ręcznik udała się do sypialni, nie zwracając uwagi na walające się po podłodze ubrania.
Z gracją godną modelki opuściła ręcznik, by ten opadł swobodnie wokół jej stóp. Niezrażona zimną temperaturą, ubrała się jedynie w koronkową koszulę nocną i udała się do kuchni po kieliszek czerwonego wina na rozluźnienie.

***

- Zabini, otwórz te drzwi do cholery!
Blondyn stał na ganku domu swojego najlepszego przyjaciela i niezrażony późną godziną, ani sensacją jaką mógł wywołać, uderzał w drzwi byłego Ślizgona i krzyczał na całą dzielnicę. Kiedy doliczył do stu czterech, usłyszał ciche kroki, brzęknięcie kluczy i cicho wypowiadane przekleństwa na Malfoy’a.
- Smoku, ja nie jestem panienką, która miałaby Cię zaspokoić – na zaspanej twarzy Zabiniego widniał ironiczny uśmieszek. Jego jedynym ubraniem były zielone bokserki, przez co jego wysportowana klatka piersiowa była wystawiona na widok.
- Jakbyś zauważył, przychodzę tylko z Ognistą do kumpla, a nie dziewczyny – burknął Draco i ominął mulata, kierując się w stronę salonu.
- Miałeś poszukać DZIEWCZYNY, a nie KUMPLA do picia.
- Blaise, nic Ci się nie stan.. – raptownie zatrzymał się na środku korytarza. Spojrzał na Zabiniego i dopiero teraz zobaczył, jaki jest spięty. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści, zagryzał nerwowo wargę i mrugał oczami, jakby coś do nich wpadło. – Weasley, nie wiedziałem, że teraz obracasz się w Ślizgonach.
- Malfoy – Ginny skinęła głową i podeszła do Zabiniego. – Odezwę się – mruknęła i pocałowała go krótko w usta. Wyszła z domu i po chwili usłyszeli znajomy trzask przy teleportacji.
- Rozumiem, że masz dużo do powiedzenia – blondyn stał z założonymi rękami na piersi i patrzył z rozbawieniem na zakłopotanego przyjaciela.
- Siedź cicho i nikomu nie mów – odparł i wszedł do salonu.
Malfoy zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Nie wiedział, że taka osóbka jak Weasley, przepraszam, Potter, może wyczyniać takie rzeczy i to jeszcze ze Ślizgonem, którego traktowała niedawno nienawiścią. Podszedł do barku i nalał im po szklance. Podał jedną Blaise’owi i usiadł naprzeciwko niego.
- Wiesz, że ona jest żonata?
- Wiesz, że Granger jest Ministrem Magii? – odburknął.
- Rozumiem – Malfoy pokiwał głową i czekał, aż jego przyjaciel poukłada w głowie, to co ma do powiedzenia.
- To nie jest przelotny romans. Ja – westchnął i przetarł włosy – kocham ją. Ale wiem, że ona nie kocha mnie, że to tylko odskocznia od tego, że jest matką i żoną. Widzę jak przychodzi do Ministerstwa, udaje że mnie nie widzi i idzie do Pottera jak posłuszna i kochająca. Nienawidzę go, za to, że ma ułożone życie i za to, że jednym mrugnięciem może mnie posłać do wiecznego żywota obok beznosego zgreda, który nigdy nie wiedział, co to opalanie.
- Jest żonata Blaise, ŻONATA. To nie jest dobre, ani dla Ciebie, ani dla niej. Czemu akurat ona? Nie mogłeś znaleźć sobie kogoś, kto nie ma żadnych zobowiązań wobec drugiej osoby?
- Podoba mi się jej temperament, osobowość. Nie jest głupia, ma ułożone w głowie i do tego jest seksowana – mrugnął porozumiewawczo do Dracona.
- Mogłeś to ominąć – odburknął i nalał sobie kolejną porcję Ognistej Whisky.
- Narzekasz.
- Czekaj. To ona jest tą ognistą wiewiórką?
W odpowiedzi uzyskał jedynie uśmiech.

***

Dom, który stał na pięciohektarowej działce, był idealnym miejscem na zgromadzenie piętnastoosobowej grupy mężczyzn, ubranych w czarne peleryny.
Zgromadzenie odbyło się w bogato zdobionej sali, gdzie marmurowa podłoga lśniła od zawieszonych pod sufitem świec. Kominek był jedyną ozdobą w całym pomieszczeniu – ogromny, wysadzany rubinami robił wrażenie wśród osób, które takie rzeczy jedynie widzieli w snach. W centrum ustawiono mahoniowy stół, u którego centrum siedział mężczyzna uważany za zmarłego.
Mimo upływu lat jego włosy pozostały gęste, jedynie siwizna pochłonęła ich kasztanowy kolor. Na twarzy widoczne były zmarszczki oraz blizny zapewnione podczas pobytu w Azkabanie. Otaczała go otoczka nieokrzesanego, wielkiego niewiadomego złoczyńcy. Nikt z zebranych nie wiedział, co może teraz nastąpić.
Rudolf Lestrange uśmiechnął się chytrze i powiedział:

- Powinniśmy omówić kandydata na następcę Czarnego Pana…

_______
Cóż...jedyne, co mogę wyrazić to to, iż dokończę miniaturkę i zakończę działalność blogową :)

3 komentarze:

  1. Kobieta nie jest ŻONATA! Może być co najwyżej mężatką. ;)
    Zmień to bo to drażni.
    A tak wgl to miniaturka jest ciekawa i napewno będę czytać dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które mamy nadzieję wdrożyć najszybciej jak to tylko możliwe. Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi!

    katalog-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń